Sonic And All-Stars Racing Transformed


Postanowiłem przybliżyć na łamach DPS jedną z lepszych gier ostatnich lat (jeśli patrzeć od strony gatunku), jaką jest Sonic & All-Stars Racing Transformed. Co kryje się pod tym nieco przydługim tytułem? Otóż mamy do czynienia z szalonymi bajkowymi wyścigami, w których biorą udział postacie z gier SEGI plus kilku gości. Gra jest dopieszczona w każdym calu a zważywszy na to, że gier o podobnej tematyce na PC można wymienić na palcach jednej ręki, stanowi prawdziwy rarytas. Tym większe moje zdziwienie, że premiera przeszła jakoś bez echa i niewiele było zarówno reklamy jak i artykułów na jej temat.

Tytułem wstępu warto nadmienić, że S&ASRT stanowi kontynuację i rozwinięcie gry Sonic & Sega All Stars Racing wydanej w 2010 roku. Tytuł ten również był dostępny na PC. Teraz, zamiast numerku „2” w tytule dodano słówko „Transformed” i wydaje się, że lepiej ono oddaje naturę sequela. Lepiej, gdyż wyścigi toczą się teraz na lądzie, wodzie i w powietrzu, a bolidy naszych bohaterów przemienieją się w zależności od potrzeby niczym słynne transformersy. Brzmi nieco dziwnie? Pewnie, ale już sama idea leżąca u podstawy jest dosyć zakręcona, gdyż ktoś wpadł na pomysł aby zebrać bohaterów gier SEGI, dać im pojazdy i kazać się ścigać w sceneriach nawiązujących do gier z których pochodzą. Po części to tutaj upatruję braku rozgłosu tej ścigałki. Gdyby tak pomysł dotyczył bajek np. PIXARA? A tak? Z czym kojarzy się SEGA przeciętnemu europejskiemu graczowi? Z niebieskim jeżem. Ok. Jest. Firmuje tytuł swoją marką. Z czymś jeszcze? No właśnie. Faktem jest, że gościnnie występują tu takie sławy jak Ralph Demolka (ze świetnej bajki), żołnierze z Team Fortress (ukłon w stronę Valve – S&ASRT korzysta za Steama), czy niejaka Danica Patrick (nie znam niewiasty, to jakaś pani kierowczyni z realnego świata), lecz kiedy na ekranie bohaterów widzimy obok nich jakieś małpki, dziwnych ktosi i Bóg wie kogo jeszcze ogarnie nas mała konsternacja. To tak na poważnie czy jakieś jaja?

Pozory mylą. Gdy już wejdziemy na tor i gdy poznamy podstawowe zasady jakimi rządzi się gameplay – wsiąkniemy na amen. Niech nikogo nie zwiedzie bajkowa oprawa. To jest naprawdę gra z półki hardcorowego gracza. I o ile podstawy pojąć jest łatwo, o tyle do mistrzostwa daleka droga. Wyścig toczy się o przodownictwo na mecie. Jeździ się pozornie klasycznie. Gaz, hamulec, skręt… Do tego jednak dochodzi driftowanie, które nabija nam boosta. To już wyższa szkoła jazdy, którą trzeba jak najszybciej opanować. Jeżeli wystarczająco długo będziemy jechali na drifcie zacznie nam się nabijać wskaźnik dopalacza. Po puszczeniu hamulca dostaniemy kilkusekundowego przyspieszenia. Nie jest jednak łatwo utrzymać się na zakręconych trasach tak, żeby nie wytracić prędkości i nie wrąbać w coś (lub wypaść z trasy), jednocześnie nabijając cały czas turbo. Musimy wybierać momenty kiedy jest to opłacalne, tym bardziej, że na trasie porozmieszczane są różne „znajdźki”. W arsenale mamy wariacje dopalaczy, min, rakiet, osłon i innego dziwnego sprzętu mającego zapewnić nam przewagę. Teoretycznie taki gameplay oznacza jedno – pierwszy ma najgorzej, bo i co rusz dostaje jakimś ustrojstwem w tyłek. Na szczęście nie tutaj. Po pierwsze siła, gęstość rozmieszczenia i czas działania gadżetów są tak zbalansowane, że trzeba być wielką ciapą lub mieć mega pecha, żeby nie umieć nadgonić straconych sekund. Po drugie, sprzęt ofensywny można skierować tradycyjnie w przeciwnika przed nami i próbować go dogonić dzięki kraksie jaką mu zafundujemy. Można również obrócić się, odpalić ładuenek i powiększyć przewagę nad oponentami za nami. Tym niemniej, oba aspekty są dobrze wyważone między sobą. Rzekłbym nawet, że większy nacisk jest położony na umiejętność jazdy i korzystania z optymalnego toru trasy, a nie na eksterminację konkurencji. Owszem, bardzo dużo jest spektakularnych akcji i roli sprzętu nie można lekceważyć, jednak jeśli ktoś z jazdą sobie nie radzi, to bardzo szybko zostanie na szarym końcu i żadne rakiety ani dopalacze mu nie pomogą.

Wypadałoby coś powiedzieć również o arenach zmagań. I tutaj dobra wiadomość. Jest ich dużo. Naprawdę sporo i są wspaniale urozmaicone. Nawet jeśli ktoś nie kojarzy tytułów na których są wzorowane, nie szkodzi. To wybuchowa mieszanka fantasy, miejskich dżungli, poprzez futurę, aż po mega dziwne, zakręcone twory rodem z wizji po zażyciu halucynogenów (Samba!). Do tego tętnią życiem. Na każdym kroku coś się wokół nas dzieje i wrażenia wizualne są jak najbardziej pozytywne. Na większość wyścigów składają się trzy okrążenia. Ich długość jest w moim odczuciu optymalna. To znaczy są na tyle długie, że wyścig sprawia intensywną radochę, jednocześnie nie męcząc i nie nużąc sztucznym przedłużaniem. Tym bardziej, że zazwyczaj okazuje się, że po pokonaniu pierwszego okrążenia zmieniają się warunki i możemy wylądować na lądzie, wodzie lub w powietrzu, a to oznacza całkiem nową trasę.

Transformed! Tak! Dodany w tej części motyw z przemianą to duży plus gry i nadaje jej dużej głębi. Często jest tak, że kolejne okrążenie pokonujemy w powietrzu mijając w tle na dole (lub nieraz wręcz o niego zahaczając) tor, który przed chwilą pokonywaliśmy klasycznie na kołach. W połączeniu ze wspomnianym, tętniącym życiem otoczeniem przestajemy mieć wrażenie, że jeździmy w tunelu, a poruszamy się w „prawdziwym” bajkowo-growym świecie. Bo jakkolwiek wyścig to jednak tunel (co prawda z alternatywnymi ścieżkami tu i ówdzie) to wynik pracy programistów, aby zatrzeć to uczucie powala. W dodatku poszczególne modele jazdy są świetnie dopracowane i mamy wrażenie spójnej całości, a nie dodania czegoś na szybko. Czepiać się można nienaturalnych czasem odbić, czy to od elementów otoczenia, czy wręcz niewidzialnych ścian, jednak to naprawdę drobiazgi. Zresztą ta gra nawet nie próbuje udawać symulatora prawdziwych wyścigów, bo i jak? Natomiast na to czym jest – bajkową gokardową ścigałką – oferuje model jazdy bardziej niż zadowalający.

Dodatkową zachętą utrzymującą gracza przy monitorze jest to, że wiele rzeczy jest tutaj do odblokowania. Mapy do pojedynczych wyścigów, dodatkowe postacie, czy elementy konfiguracyjne pojazdów. Może jeszcze zatrzymam się przy tym motywie na moment. Każda z postaci ma przy wyborze panel konfiguracji, określający styl nastawiony na balans, szybkość, zwrotność itp. kilka ustawień. Bazowo każdy ma dostępny tylko tryb zbalansowany. Za udział w wyścigu dana postać dostaje punkty, dzięki którym leveluje i odblokowuje kolejne moduły. Fajny gadżet, na szczęście mający niewielki wpływ na szanse w wyścigu. Te moduły służą bardziej masterowaniu przejazdów w poźniejszym czasie, niż nadaniu rzeczywistej przewagi. A masterować warto. Tryb tzw kariery to szereg kolejnych wyścigów, za które otrzymujemy gwiazdki. Aby przejść dalej potrzebujemy ich odpowiednią ilość. Ta natomiast jest uzależniona od poziomu trudności jaki wybierzemy dla danego etapu. I o ile posuwanie się do przodu po tej „mapie” nie sprawia trudności, o tyle bardzo szybko dojdziemy do jakiejś odnogi, gdzie czeka ukryty bohater do odblokowania i zdamy sobie sprawę, że nie stać nas na niego. To motywuje i zachęca do zabawy. Póki co wyszło tylko jedno DLC z Metal Sonickiem. Było ono dodawane do zamówień przedpremierowych, teraz zaś jest dostępne do kupienia. Cała reszta, a wierzcie mi, jest tego bardzo dużo albo jest dostępna od razu, albo czeka na odblokowanie. Za darmo. Chylę czoło w dobie szatkowania gry na kawałki.

Podsumowując. Gra ma wspaniałą grafikę, jest fajnie animowana i udźwiękowiona. Posiada ogromne pokłady grywalności i wypełnia godnie niszę kartingowych ścigałek na PC. Przyznam szczerze, że od czasu Crash Team Racing z pierwszego Playstation tak dobrze się nie bawiłem, przy tego typu grze. Wady przemilczę, bo co miałem już powiedzieć (model kolizji czasami) napomknąłem wyżej. Reszta to byłoby już czepianie na siłę, a tego robić nie mam zamiaru. To gra dobra zarówno jako odskocznia pomiędzy innymi „poważnymi” tytułami, jak i jako danie główne. Moje serducho Sonic And All-Stars Racing Transformed opanowało, stąd i ta laurka jaką wystawiam temu tytułowi, a także chęć zrobienia małej reklamy grze, która na to bezsprzecznie zasługuje. Cena za taką imprezę? Na steamie obecnie 24,99 euro. Za dużo? Cóż to cena premierowego wydania gry w Polsce, a że tytuł wypełniony jest po brzegi funem i świetną zawartością, myślę, że warto. Jeśli dla kogoś jest to jednak bariera nie do przebicia z pewnoscią pojawią się okazjonalne przeceny. W niższej cenie to już istny must have dla fanów ścigałek (i nie tylko).

P.S. Multi też jest, ale nie testowałem i nie wiem jak się sprawuje. Za dobrze bawię się przy singlu, żeby narazie szukać wrażeń w sieci.

Informacje o ChrisAenSidhe

Stary ciałem, ale za to młody duchem (a może odwrotnie? sam mam problem ze zdecydowaniem która wersja bardziej pasuje) pasjonat gier, ostrych nutek i klimatów fantasy. O!
Ten wpis został opublikowany w kategorii Recenzje i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Sonic And All-Stars Racing Transformed

  1. Iroks pisze:

    S.P.A.M. Word Conqueror

  2. Mroku pisze:

    Cicho. Chris jestem totalnie zaskoczony tematyką :D Niezły tekst swoją drogą. Ostatnie tego typu wyluzowane wyścigi w jakie grałem to były Deathkarz i Lego Racer. Chętnie przygarnę Sonica przy okazji jakiejś promocji :)

  3. ChrisAenSidhe pisze:

    Bierz! Pościgamy się razem! :D Pomysł zareklamowania S&ASRT kołatał się w głowie dużo wcześniej, ale to wczoraj koło pierwszej w nocy poczułem jakiś wewnętrzny nakaz, aby to w końcu zrobić. Byłoby miło, gdyby ktoś dzięki temu tekstowi zainteresował się gierką. Wydawałoby się, że jeśli tytuł jest dobry to obroni się sam i wielkiej reklamy potrzebować nie będzie. A tu taki zonk i premiera S&ASRT przeszła po cichu na paluszkach :( Ciekawe czy na konsolach było podobnie? Irytujące jest to, jak wiele paple się na wszelkich growych portalach o różnej maści średniakach, przegapiając jednocześnie taką perełkę…
    Dodam jeszcze tylko, że liczyłem teraz w grze trasy i wyszło mi 21 zróżnicowanych krain, gdzie w zasadzie każde okrążenie to nowy tor, oraz 27 (razem z tymi do odblokowania) grywalnych postaci, więc proszę mi wierzyć – zabawy naprawdę starczy na długo!:)

  4. jaruto pisze:

    Mroku, to samo chciałem powiedzieć – Lego: Racer, Yeah! To jest dopiero ścigałka w krainie Lego z olbrzymim pokąldem funu i można konstruować wozy przy tym. Trzeba ją sobie kiedyś odświeżyć : D

    Przyznam się, że zainteresowałem się tym tytułem. Na razie mam inne wydatki na głowie ale jak zostanie mi coś więcej pieniędzy to chyba się w nią zaopatrzę. Nie słyszałem o tej grze – miłe zaskoczenie, Chris, i bardzo dobrze się czyta ten artykuł : )

Add Comment Register



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>