SpoilerAlert Podcast #8


Setny odcinek? Nic z tego :D Przed wami prawie 3 godzinne nagranie SpoilerAlert Podcast dotyczące Mass Effect 3. Jest wiele rzeczy, które można powiedzieć o tej grze jednak dla nas jest to moment wielkich spekulacji oraz ogromnych rozczarowań. Wspomniane rozczarowania przewijają się nieśmiało przez całe nagranie nasilając swoją obecność w miarę zbliżania się do końca. Jak podsumujemy trzecią część sagi? Nagranie na trzygodzinną wyprawę czeka i stygnie.

Wersja audio [Pobierz bezpośrednio]
.

Informacje o odin

Staram się utrzymać stronę w jak najlepszej kondycji, oraz być lepszy w tym co robię. Interesuje się grami komputerowymi odkąd tylko dostałem Swój pierwszy komputer, a samym tworzeniem stron internetowych, treścią multimedialną, designem, od około 2003 roku. Tyle tytułem wstępu, na pewno napiszę więcej :)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Podcast, SpoilerAlert Podcast i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

28 odpowiedzi na „SpoilerAlert Podcast #8

  1. Mroku pisze:

    Cholera ominę ten odcinek, obiecałem sobie, że ME3 przejdę i ocenię po swojemu. A że do zakupu mam przynajmniej rok, to pozostaje tylko życzyć miłego słuchania ;)

  2. Toblakai pisze:

    3h49m? Madmen! You are all madmen! Kiedy ja to przesłucham…

  3. Blady pisze:

    Źle wyświetla wyświetlacz playera ;) Nagranie trwa prawie równo 3 godziny.

  4. jaruto pisze:

    Lol to i tak długo : P mam nadzieję że odsłuchując nie zanudzicie nas na śmierć : D Odsłucham bo i tak nie zamierzam grać w ME3 teraz ani nigdy.

  5. Non pisze:

    Super, dzięki. Nie wiem kiedy będę na siłach by to przesłuchać, ale jak już to zrobię napiszę, raczej długi, komentarz.

  6. phsx pisze:

    nie grałem ale taki ze mnie fan serii, że całkiem poważnie myślę, żeby sobie to przesłuchać bo ciśnienie na ME3 mam żadne :)

  7. Blady pisze:

    Adnotacja po przesłuchaniu spoilera – niech nikomu do głowy nie przyjdzie, że podobała mi się postać reporterki, Diany Allers – nie udało mi się dokończyć sarkastycznego zdania, że naprawdę świetne jest, gdy przychodzi ona Sheparda by go „poderwać” (tu pojawił się niespodziewany odin, wytracając z tematu) —> …. a my możemy jej powiedzieć, żeby zachowała profesjonalizm i spadała. No :)

  8. odin pisze:

    Możemy. Szkoda, że nie można jej kazać polizać pada ;) Jeśli rozumiecie aluzje (2 znaczenia).

  9. spike pisze:

    To mowa o tej reporterce, którą można było spoliczkować w drugiej części, a w trzeciej sprzedać potężnego haka na szczękę ??

  10. Blady pisze:

    Nie, tamta reporterka nazywa się Khalisah Bint Sinan al-Jilani. Diana Allers, o której wspomniałem, to najgorsza postać w historii sagi. Twarzy i głosu udzieliła jej Jessica Chobot, celebrytka z IGN, która o voice actingu nie ma najmniejszego pojęcia. Oliwy do ognia dodaje fakt, że Emily Wong, lubiana przez fanów reporterka znana z ME1 i ME2 nie pojawia się w ME3 w ogóle, a nadawałaby się do roli reporterki wojennej o wiele bardziej niż Allers.

    Zapytani o losy Emily Wong ludzie z Bioware odpowiedzieli pisząc krótkie opowiadanie NA TWITTERZE, w którym uśmiercili ukochaną panią Wong podczas ucieczki przed Reaperami…

  11. Świdru pisze:

    Czyli mamy 2 postacie (bo jeszcze Kal’Reegar) które padają offscreenowo? Good job BioWare. No, kobieta botoks jak dla mnie wybitnie paskudną postacią, choć nie jest najbardziej znienawidzoną przeze mnie (wyżej jest tylko Kai Leng)
    Obejrzałem póki co pół godziny, coś więcej napiszę gdy skończę.

  12. Tu Orzeł, nie loguje się bo jestem na komórce i nie mam jak.

    „Szczyny, nie słowa” – made my day!

    Niesamowicie długo odcinek, uratował mnie przed zabiciem siebie z nudów podczas szlifowania kamienia w pracy (wiscond white z Indii, gdyby tu kogoś interesowało ;)), i udało się wam, chłopaki, skumulować wszystkie określenia na uczucia, jakie zbierały się we mnie podczas grania i kończenia ME3 (szczególnie utożsamiam się z tekstem o gotujących się jajach Bladego).

    Napisałbym: oby więcej takich podów, ale pewnie ten był dla was na tyle wycieńczający, że w najbliższym czasie nie będziecie chcieli tego robić. ;)

  13. Świdru pisze:

    Przesłuchałem całe, później wypowiem się o tematach w tym podcaście, ale albo nie dosłyszałem albo przysnąłem albo 2 tematy pominęliście, które mnie interesowały:

    Niesławny Steve Cortez- no pani Traynor była, a ten pan został przemilczany. Na forach również na jego temat wybuchła burza, wszak homosie w internecie nie są mile widziani. I mi samemu średnio podoba się postać, bo o ile nasza asystentka jest całkiem fajną postacią i dość fajnie mówi nam, że podobnie jak Sheparda interesują ją kobiece kształty to pan Cortez jest raczej nudny i wali prosto z mostu „Dzień dobry nazywam się Cortez i do końca gry będę truł ci tyłek moim płakaniem po zmarłym mężu”. Jakoś wydaje mi się, że było to zrobić lepiej, przez co gdy o nim wspomni to nie pomyśli „pierwszy gej w grach Bio i przy okazji fajna postać” tylko „STEEEEEEVEEE”

    I temat, który był omawiany raz na forum CDA- nagła zmiana osobowości Sheparda. W jedynce i dwójce Shep był ikoną, bohaterem który nigdy się nie poddaje- gdy w ME1 była rozmowa z Suwerenem i ja się załamałem (on jest wielki jak cholera, a na dodatek jest ich jeszcze więcej? Jak ja niby mam ich pokonać?) to Shep po prostu rzekł „To ty jestem tym złym? Zajebioza, skopię twój lśniący metalowy tyłek.”, podobnie obojętnie przeszło mu zmartwychwstanie, widok pustych kolonii, biadolenie Ash/ Kaidana czy baza Zbieraczy w drugiej części. Tutaj magia- ginie jedyne dziecko w galaktyce i BANG! Shepard bohater zmienia się w Sheparda człowieka, którzy zaczyna się męczyć, załamywać i wątpić. Jezu, stary Shep jakoś by z tym żył, ten płacze z każdej okazji- ludzie giną, dzieciak mnie nawiedza w snach (właśnie, coś o snach nie słyszałem), przegrałem z kudłatym Robinem itd. Wiem, że w LotSB już Shepard zaczął pokazywać swoje emocje, ale ja nie grałem w to DLC, dlatego „uczłowieczenie” dla mnie przyszło z dupy i nie pasuje za bardzo do Sheparda renegata, który z lubością strzela i bije po mordzie NPCów stojących na jego drodze, a na śmierć dzieciaka patrzy ze smutkiem (ja po prostu stwierdziłem „Gówniarz umarł, sucks to be him”. Ciekawe, że gdy oglądałem śmierć kolonistki na końcu ME2 to byłem mocno wstrząśnięty, a Shep jakoś się nie przejął, mimo iż znał ją to tyle samo ile szczyla). To również można było zrobić lepiej albo po prostu zostawić niezniszczalnego Shepa.
    I zgadzam się z stwierdzeniem, że lepiej by było gdyby przygoda Shepa skończyła się na Arrivalu- trzecia część coś mało przypomina poprzednie…

  14. odin pisze:

    Z Cortezem to jest tak, że jak idziesz z nim rozmawiać to lepiej zapisać grę – nie wiadomo co wyniknie z tych rozmów :D
    Co do uczłowieczenia Sheparda, pomijając już to że gra jest ogólnie słaba, wiele osób właśnie na to uczłowieczenie czekało. Mogło być dobrze zrealizowane – nie jest.

  15. szacool pisze:

    Nie słuchałem, ale zainspirowaliście mnie do zakupu trójki. Save’y czekają, zobaczymy jak potoczy się „moja” historia… ale z tego co wszędzie słyszę w internecie wszystko zmierza do nieuchronnej katastrofy :) Już nawet komentarzy nie będę czytał, co by nie wpaść na jakiś spoiler :)

  16. Blady pisze:

    Świdru, akurat Cortez wiele mnie nie zdziwił – ot, kolejna postać, która jak powiedziałeś jest tylko po to, by płakać po mężu. Pogadałem z nim troszkę, przy opcji „wolę facetów” i „wolę kobiety” jakoś nie trudno mi było się domyślić, której opcji powinienem uniknąć, więc tyle dobrego, że nie można przypadkiem wpaść w wątek romansowy z tą postacią. STEEEVEEE i cała sekcja w Londynie jest dowodem, jak niedopracowana jest końcówka gry.

    Ogólnie sam nigdy nie przepadałem za takimi „beksami” w grach, ale chodząc po forum Bioware stwierdzam, że wciąż narzekający Kaidan z jedynki czy też opłakujący żonę Thane działają jak magnes na część żeńskiej widowni – ot, po prostu jakiś instynkt opiekuńczy się uruchamia, chęć bycia bardziej matką niż partnerką – tak, też trudno mi to zrozumieć, ale cóż, kobiety.

    Cortez jest najwyraźniej „tego typu” postacią dla tęczowej części widowni. Kaiden jako homoseksualista (bi?) jest lepiej napisany niż hetero-wariant dla Pań Shepard. Głównie dlatego, że nie jest ciapą, a pewnym siebie kolesiem, który wie czego chce. Niektórzy wolą uroczą Tali, inni zimną Mirandę, toteż opcje „tęczowe” potrzebowały podobnego zróżnicowania. Tyle w temacie, niech sobie będą jacy są, Im fine with that. Sam mam znajomego, którego Shepard musiał czekać 3 części gry, by znaleźć „tego jedynego”. On jednak był Kaideno – fanem :P

    Podoba mi się również, że zachowano opcję „casual” spotkania – nie każdy może chcieć „wielkiej epickiej historii o miłości” – w dwójce mieliśmy przygodne spotkanie z Jack, w trójce „jedno-nocne” spotkanie z Allers.

    Co do emocji Sheparda – tak, Sheparda w ME 2 praktycznie nie było, bo wszelkie emocje rozgrywały się w umyśle gracza, Shepard jest projekcją jakiejś postaci w świecie gry i świadomie Bioware nie pokazywało go cierpiącego lub złego, bo to mogłoby nie pasować do różnych kreacji postaci. To prawda, że w Shadowbrokerze Shepard pokazywał swoje emocje (zgodnie za sugestią fanów, którzy chcieli zobaczyć ludzką twarz Sheparda), ale Liara pytała wprost „jak się czujesz?” i reakcja Sheparda była uzależniona od opcji, którą wybraliśmy – mógł być pewny siebie, zdystansowany, lub sfrustrowany. To wtedy pasowało, był wybór.

    W Mass Effect 3 natomiast załamanie Sheparda po śmierci dziecka to raczej symbol, kropla, która wytrąciła go z równowagi. O ile pasowało to do mojego „podstawowego” Sheparda, o tyle Kate Shepard NIGDY nie okazałaby słabości przed Hackettem lub kimkolwiek z załogi (wyjątkiem byłoby wylanie magazynowanego żalu przy Garrusie) – niestety gra nie pozwala poprowadzić postaci tak jak można to było robić w dwójce, zatem sensowność grania moimi pozostałymi 10 Shepardami jest znikoma :P

    Eagle, nie miałbym serca by wciągać załogę w podobną podróż w najbliższym czasie :D Od czego jednak są komentarze pod podem :P

  17. Abaddon pisze:

    Garrus na koniu O.o

  18. Świdru pisze:

    Zaznaczam, że mogę wszystkiego nie wiedzieć, bo ze względu na stan mojego peceta i nadmierną ciekawość obejrzałem sobie ME3 na jutubie, starając się pomijać walki, przez co mogłem parę rzeczy przegapić. Samemu grałem tylko u kumpla i dotarłem do końca Marsa.

    Różnica w jakości między etapami- no jeśli naprawdę poszczególne etapy robiły różne części gry naprawdę widać różnice, skoro mamy Tuchankę, w której cały czas poznajemy dobre i złe strony genofagium (Na marginesie- dlaczego Mordin zdecydował się uleczyć genofagium? Jedyne, co pamiętam to I’VE MADE A MISTAKE!) i co nieco historii, a z drugiej początek, który jest nudny, kiepsko oskryptowany, atakujący babolami, a na końcu krzyczący PATRZ JAK DZIECIAK UMIERA BOŻE JAKI ŻAL. Dzięki za informację.

    Rannoch- no to było dla mnie mniej entuzjastyczne niż dla Bizona. Główny powód- twarz Tali :/ (yup też bardzo lubię tę postać, ale nie siedzę w Talislamie). Drugi, acz też ważny- o ile Tuchanka miło pokazuje za i przeciw to Rannoch cały czas krzyczy jedno- Quarianie to idioci i gdyby nie Tali to każdy kolejny dzień zaczynałbym od oglądania jak ginie ich flota. Parę momentów fajniejszych miała, jak podchodzący Geth Prime do Shepa, Tali i tej trzeciej ze spokojem mówiący, że pomoże odbudować Rannoch i wesprze Shepa (btw- ma zajebisty głos.). O, jeszcze jedno spaprano- Kal’Reegar pada offscreenowo :/

    Ziemia ponownie- FAAAIL. W związku z tym, że walczą z dużo silniejszym przeciwnikiem miałem nadzieję na odrobinę taktyki. Przeliczyłem się. „Atakujemy kupą. Damy radę, jest z nami Shepard” i dali przy promieniu..przy okazji-czemu akurat Londyn został wybrany? Skoro w teorii gromadzili zwłoki to nie lepiej walnąć promieniem w jakiś bardziej zaludniony teren jak Azja? A no tak, w ME3 Żniwiarze są głupi.

    Zakończenie- tak mi się przypomniało- chyba Bizon mówił, że fajnie by było gdyby do wyboru było zakończenie, gdzie albo poświęcamy Ziemię albo wszyscy ledwo zipią. Było wspomniane gdzieś, że gdyby Drew Karpyshyn zostałby do końca to wyglądałoby podobnie, gdyż według niego Żniwiarze byli grupą ras, która połączyła się w maszyny by powstrzymać Ciemną Energię (to coś co przyspieszyło starzenie się gwiazdy Haelstorma i jeśli dobrze pamiętam może doprowadzić do Wielkiego Rozerwania. Wtedy nawet atom nie zostanie) i ludzie ze względu na dość często akcentowaną w dwójce różnorodność genetyczną mieli być kluczem do rozwiązania problemu. I do wyboru były dwie opcje- pozwalamy kosiarom na przetworzenie ludzi albo mówimy „Fuck you”, odpalamy Deus ex machinę i modlimy się by organiczni zdołali wpaść na mniej paskudne rozwiązanie tego problemu. Dziwne, ale lepsze niż psychopatyczny dzieciak.

    I co do paru postaci- Garrus na szczęście wciąż sobą. Tali podobnie, scena gdzie się upija była całkiem fajna (na marginesie- jeden z graczy doniósł, że kontynuował romans z Tali, ale doprowadził do jej samobójstwa, ale mimo wszystko przed atakiem na bazę TIMa miał z nią scenkę romansową. Creepy :/ ). Liarę rozwinięto pozytywnie, ale…

    Vega/Javik- Vega jest duży, umie strzelać i zna ciekawe trunki. I w sumie tyle, najwybitniejszą postacią nie jest. Z drugiej strony Javik – wredny buc, jednocześnie Troll i mądrze mówiący kosmita pokazujący nam niespodziewane oblicze proteańskiego imperium. I TO TEN DRUGI JEST ZA PIENIĄDZE? Znacznie bardziej by mi Vega pasował jako DLC, bo przypomina Zaeeda- radzi sobie w walce, ale nie każdy polubi jego charakter…

    EDI- na temat EDI powiedzieliście wszystko, co trzeba. No Jack fajnie komentuje „Gratulacje EDI, z sekszabawki stałaś się seksbotem”

    TIM- ta ostatnia kwestia na Cytadelil. Ma swój klimat, słucha się jej przyjemnie, ale w pewnym momencie miałem deja vu…słucham dalej, jak próbuje walczyć z indoktrynacją, krzyczy…i gdy przykłada sobie pistolet do głowy krzyknąłem „Kopę lat Saren!”. Serio, ta rozmowa aż za bardzo przypomina mi rozmowę z turianinem na końcu pierwszej części.

    Diana Allers- druga najgorsza postać w grze. Warto było? Czy naprawdę tak bardzo potrzebne było im te 9+ od IGNu? Czy offcreenowa śmierć panny Wong była niezbędna? Jak nam wszystko ma wynagrodzić..to coś? Pusta butelka Nestea jest atrakcyjniejsza, ma więcej pojęcia o dziennikarstwie, przyjemniej się jej słucha i prawdopodobnie też seks z nią będzie lepszy niż z czarnowłosym potworem.

    Kai Leng- najgorszy. On najzwyczajniej w świecie wyskakuje z dupy i krzyczy „I WANNA BE TEH BOSS!”. I kim jest? Robinem z Batmana z dodatkowymi kudłami, biotycznymi mocami i KATAAANĄĄĄ dającą +5 do zajebistości. Walka z Thanem wygląda komicznie i prawdopodobnie gdyby nasz zielony przyjaciel był w pełni zdrowia to by bez problemu ubił najlepszego agenta Cerberusa (przy okazji takie pytanie- wiadomo od kiedy funkcjonuje sanktuarium? Jeśli od jakiegoś czasu to można wytłumaczyć naglą zamianę małej siatki terrorystycznej w armię potężniejszą od Przymierza. Jak nie…lol wut). Potem Thessia i wygrywa mimo iż tylko stoi w miejscu i się giba. I w bazie TIMa łaskawie umiera, ale też okazuje się że miecz mający na końcie paru sołdatów, Thane’a/salarianina, samochód i być może Mirandę potrzebował jedynie klepnięcia z boku by był nie do ponownego użytku. Da fuck?
    Postać z kosmosu, na chama „cool”, wygrywająca tylko w cutscenkach. Żenada.

    Ash/Kaidan- zawsze poświęcałem Ash, ot jej gadanie wkurzało mnie bardziej od emo Cartha 2.0. W trójce Ash wygląda jak Miranda 2.0, ale charakter coś przepadł (pamiętam jedynie kaca po wódce Vegi). Kaidan z kolei chyba został opętany przed Andersa z DA2, ale przynajmniej tutaj (…chyba) da się wykręcić jednocześnie nie raniąc gościa…

    I to chyba na tyle, bo o tym, że w ME3 Shep można albo być jaśnie paladynem albo kopać kartony wypełnione szczeniakami też wspominaliście.

    I gratuluję podcastu. Długi był, ale jednocześnie interesujący i bardzo przyjemny w słuchaniu. Został mi tylko podcast sprzed dwóch lat :)

    PS Jeśli potrzebowali Diany dla tych 9+ od IGNu to co zrobili że CDA dał 10/10, Smugg napisał, że do zakończenia trzeba dojrzeć i patrzył sercem, nie rozumiem, a kilka stron później Hut napisał „Nie macie prawa wymagać od artysty zmiany wizji. Jak się nie podoba to nie kupujcie. Wypierdalać”?

  19. odin pisze:

    CDA już dawno straciło obiektywizm oraz serce do pracy. Ich gonią terminy, sponsorzy oraz ogromna firma w którą przerodziła się chęć pisania – nie da się artykułować opinii szczerze w obliczu tak ogromnych konsekwencji oraz braku czasu. Trzeba naściemniać że do zakończenia trzeba dojrzeć bo przyznawać się, że grasz ledwo parę godzin w tygodniu bo ledwo masz czas coś zjeść, to już kompromitacja w oczach wielu graczy. Takie uroki pracy w największych firmach.

    Co do pozostałej treści – zgadzam się :)

    I jeszcze jedno, Jessica Chobot była również twarzą GTA IV:

    Zasłynęła w internecie robiąc to:

    A ostatecznie prezentuje się tak:

  20. Świdru pisze:

    W końcu przeszedłem ME3, mogłem na własnej skórze za 60 zł przekonać się jak zła jest ta gra i jak wspomniałem- dla mnie jest 5+ bądź 6/10- mimo wszystko było w niej kilka przyjemnych fragmentów, które bardzo lubiłem, choć początek gry, księżyc Palavenu i końcowa misja na Ziemii są koszmarne…Pozostaje czekać aż w końcu i Mroku kupi to…

    No, to więc jedna kwestia mnie ciekawi, mianowicie (spoil, ale w sumie to spoileralert więc…) O co chodzi z tymi snami Sheparda? Rozumiem, że to dość kiepska próba uczłowieczenia Sheparda i o ile pierwsze dwa sny rozumiem- pokazują one to, że Shep nie jest w stanie uratować wszystkich i o ile cienie i szepty martwych (gdzieś w internecie były wszystkie linijki możliwe. Wygrał spokojny Zaeed i “Does this human have a soul?”) były bardzo klimatyczne, to dzieciak jako ta największa strata to już spalił cały sen- za pierwszym razem miałem wrażenie, że widzę jakieś pedofilskie marzenia Shepa, potem zastanawiałem się kim był ten gówniarz że Shepu płacze po nim najmocniej. Trzeciego snu, w którym bohater widzi swojego klona przytulającego najgorsze dziecko w historii gier to już kompletnie nie rozumiem- aby ko uratować musi również umrzeć czy co? Może próba ocalenia wszystkich spełźnie na niczym, bo i oni zginą i Shepard kopnie w kalendarz…

  21. Blady pisze:

    Dziecko w snach Sheparda zawsze miało symbolizować wszystkich ludzi na Ziemi, których ten musiał zostawić i którzy giną, gdy biegamy po Cytadeli. Forum Bioware pełne jest zawiedzionych fanów, którzy również uznali te sekwencje za narzucone, bezsensowne, kompletnie psujące charakter postaci (w „mojej fabule” Shepard doskonale akceptował konieczne straty na drodze do zwycięstwa, ale gra narzucała melodramat, smutek, a czasem wręcz okazywanie emocji przed załogą – coś, na co moi bohaterowie by sobie NIGDY nie pozwolili)

    Naprawdę nie rozumiem, kto uznał, że obce dziecko będzie wywoływało mega-dramat, gdy 99,9% graczy martwi się głównie o loved ones, załogę i GALATKĘ <- w tej kolejności.

  22. Świdru pisze:

    Ponieważ najwidoczniej twórcy stwierdzili, że jak dziecko umrze, to będzie okej, bo to gówniaż, zgon małolata jest przygnębiający itd. Na mnie to nie zadziałało, jak jego Kodiak eksplodował to stwierdziłem „…okej”, a reakcja Sheparda mnie dobiła- czemu cię to obchodzi? Czemu to kogokolwiek obchodzi? Pamiętam jak za pierwszym razem oglądałem w bazie Zbieraczy scenę, w której kolonistka zamienia się w płyn- to było straszne, to mi nie wychodziło z umysłu pół nocy, po tym stwierdziłem, że rozpierdalam tę bazę w cholerę i nic mnie nie przekona. Śmierć gówniarza jest niczym nawet do śmierci random sołdata z początku jedynki- czy to LEEEEEEEROOOOOY Jenkinsa czy tego nadzianego na smoczy kieł…

    Zdziwił mnie poziom trudności w tej grze, bo słyszałem że podnieśli, że mniej przeciwników, ale są sprytniejsi itd. Gram infiltratorem na Hardcore i w zasadzie problemów nie było- każdego ściągałem strzałem w makówkę, brutal potrzebował jedynie dwóch strzałów z czarnej wdowy. Łoł. Dopiero gdy na Ziemi walczymy z hordami przy rakietach to się złapałem za głowę, bo ledwie na moment pobiegłem do budynku po amunicję, a tu w środku są 3 banshee i na zewnątrz wszędzie maraudery. Dwa razy kopnąłem w kalendarz. Za trzecim ustawiłem się tak, że wszyscy wpychali się pod promień Żniwiarza, przez co oddałem z 5 strzałów i pobiegłem na cloaku po te cholerne rakiety.

    I po przejściu zakończenia chyba rozumiem już co miałeś na myśli w jednym z podcastów, że teraz chociaż gra jest kompletna. Poczułem minimalną satysfakcję z zakończenia (i do teraz słucham tego pianina/fortepianu z końca gry. Jedyna nowa muzyka z ME3, która tak wbiła mi się w pamięć.), ale debilny powód Żniwiarzy dalej boli. I omal nie wybrałem kontroli- po słuchaniu Legiona jak zachwycił się modyfikacją Żniwiarzy i jak Tali mówiła o tym jak chętnie gethy pomagają quarianom zaczęło mi się ich robić szkoda i myślałem że zniszczenie ich może okazać się wielką stratą dla galaktyki. I nagle z drugiej strony- jeśli mam kogoś poświęcić, ale dzięki temu rozwiązać problem Żniwiarzy raz na zawsze i zapewnić galaktyce bezpieczeństwo bądź z drugiej strony zostawić Żniwiarzy, przez co cała galaktyka żyłaby w strachu- to wolę rozwiązać problem na amen. Syntezy jak nienawidziłem tak nienawidzę…

    I nie rozumiem ludzi którzy chwalą więcej elementów RPG w tej części. Grając w trójkę po raz pierwszy stwierdziłem, że gram w jakiegoś TPSa z możliwością modyfikacji broni niż mieszankę akcji z RPG.

  23. Non pisze:

    „Zdziwił mnie poziom trudności w tej grze, bo słyszałem że podnieśli, że mniej przeciwników, ale są sprytniejsi itd.”
    O właśnie, przypomniałeś mi coś. Nie pamiętam, żeby się o tym tutaj mówiło, ale czy nie uważacie, że przeciwnicy w trójce są do bani? Wydaje mi się, że w jedynce byli najlepsi. Miałem straszne problemy (przynajmniej na początku), żeby ubić te skaczące po ścianach Gethy. W dwójce, ok, walczyliśmy głównie z ludźmi, którzy zachowywali się jak ludzie, chowali się za osłony itd. W trzeciej części są za to potworki które BIEGNĄ W NASZĄ STRONĘ. I to tyle. Są jeszcze sztucznie dopakowane tarczami, pancerzami… tylko po to, żeby nas wykurzyć z jednej osłony. Ale co z tego, skoro zaraz przyklejamy się do innej… Tacy przeciwnicy, dobrze by się sprawdzili… nie wiem… może w trybie hordy?
    Zaraz, zaraz… :)

  24. Świdru pisze:

    Z jedynki pamiętam głównie Getha pancernika na misji, gdzie ratowaliśmy Liarę- wysiadam z mako, bardzo długa cutscenka, której nie da się pominąć, walczę, umieram, wczytuję, bardzo długa cutscenka, której nie da się pominąć, walczę, umieram, bardzo długa cutscenka której nie da się pominąć….FOR THE FUCK SAKE! W połowie jedynkie w zasadzie nie było wymagających przeciwników- karabin Widma i w zasadzie wszyscy spali po krótkiej serii za wyjątkiem tych twardszych. W dwójce na wyższych poziomach trudności największym problemem było to, że każdy biegał w pancerzu, w efekcie czego misterny plan nadużywania biotyki trafił szlag.

    Akurat Huski/Zombie były zawsze w serii i generalnie służyły właśnie wykurzaniu z osłony. Problem jest z inteligencją przeciwników. Atakujesz frontalnie? Próbują zachodzić od strony, od której jesteś osłonięty, srają granatami, okej. Zajdziesz z boku? Masz wrażenie, że któryś z niemilców wtedy mówi co siebie „No i w pizdu, flankował…i cały misterny plan też w pizdu”. Zaczynają się najzwyczajniej w świecie gubić. A chodzi ci też o to, co przeciwnicy potrafią i jak się prezentują?

  25. Bizon pisze:

    Reakcja Shepa na śmierć dziecka.. no cóż, jak wszyscy wiemy – cały świat może zginąć i nikt się tym nie przejmie, ale dziecko albo NIE DAJ BOŻE pies czy inne zwierze, to już tragedia. W tym momencie każdy gracz powinien poczuć na sobie ciężar tej wojny – nie poczułeś? Nic dziwnego – dziecka tam nie było! (tak, ja tam nie wierzę w te extended cuty i dalej jestem za teorią indoktrynacji – to po prostu pozwala mi wierzyć, że ta gra ma jakikolwiek sens..)

    Wojska Żniwiarzy są bardzo słabo zaprojektowane. Sztuczna inteligencja praktycznie nie istnieje, a taktyka ogranicza się do WAL W NICH, NATYCHMIAST! Już pomijając typowe mięso armatnie, to ja liczyłem na te większe kreatury i tak: brutale są żadni, bo jak już Świdru napisał, jak się ma coś przebijającego pancerz, albo moc opartą na ogniu, to można takiego stwora z zniszczyć w trymiga, a banshee mają tanie tricki, które zabierają masę energii i nie wymagają specjalnych taktyk prócz strzelaj i uciekaj.. Oddziały Cerberusa i Gethów sprawdzają się wiele lepiej.

  26. szacool pisze:

    Reakcja Shepa na śmierć dziecka.. no cóż, jak wszyscy wiemy – cały świat może zginąć i nikt się tym nie przejmie, ale dziecko albo NIE DAJ BOŻE pies czy inne zwierze, to już tragedia.

    Stalin (podobno to jego słowa) powiedział kiedyś coś bardzo trafnego, mianowicie: „Śmierć jednostki to tragedia, śmierć milionów to statystyka” – i chyba tym trzeba tłumaczyć, to że EA wcisnęło nam postać dziecka wysadzonego w powietrze. Tragedii rozgrywającej się na Ziemi nie widać podczas całej kampanii, więc miał być to substytut braku dobrego przedstawienia tych wydarzeń. Więc słabo.

    (…)ja tam nie wierzę w te extended cuty i dalej jestem za teorią indoktrynacji – to po prostu pozwala mi wierzyć, że ta gra ma jakikolwiek sens..)

    +1

    Nawet pomimo tego, że Blady przedstawił baaaardzo mocne dowody na to, że owa teoria jest grubymi nićmi szyta, to tak jak powiedział Bizon – dzięki tej teorii ME3 (i zarazem cała trylogia) ma sens.

  27. Świdru pisze:

    Motyla noga, internet w akademiku nie pozwala mi na wejście na waszą stronę :(. Zatem…

    A Żniwiarzach już co nieco Bizon powiedział, a z gethami i imperium si…Cerberusem jest jeden problem- jak mamy kogoś odpowiedniego do walki z nimi to w zasadzie walka wygrywa się sama. Jak mamy technika bądź kogoś z technicznymi mocami to Gethy są niczym- przeciążenie ściąga ich tarcze błyskawicznie, a potem 2-3 strzały z Motyki (mój ulubiony karabin w trójce, nie mam odpowiedniego DLC więc nie wiem jak tam sobie daje radę w dwójce, ale ponoć też jest mocna) i czy to sołdat, czy pyro czy łowca śpi na miejscu. Jedyny większy problem to behemot, szczególnie jeśli jest w towarzystwie innych gethów, ale wystarczy sabotaż by ukraść na czas ukatrupienia reszty owego behemota, a potem spokojnie go rozwalić. Cerberus podobnie, z tym że po ściągnięciu tarcz/barier jest zdany na łaskę biotyka. Liara jest wręcz stworzona do walki z nimi- osobliwość na grupy zwykłych sołdatów, zastój na ducha, dzięki czemu ubicie go jest wręcz banalne (na marginesie- do tworzenia duchów ściągają mocnych biotyków, ale czy one pokazują cokolwiek biotycznego oprócz barier?). Atlas pełni analogiczną funkcję do behemota, ale jest łatwiejszy w rozwaleniu- przeciążyć tarcze, załadować amunicję od Garrusa, przygotować palec pod odkształcenie i strzelać aż padnie…Nie grałem w multi ani nie chce mi się kupować Omegi, więc nie wiem jak dają radę nowe jednostki Cerberusa i Gethów.

    IT? Zraziłem się do niej dość szybko. Najpierw sam szukałem jakich dowodów przeczących jej (i z ciekawości- gdzieś Blady mówił o IT? Z chęcią posłuchałbym/przeczytałbym), potem zrazili mnie jej zwolennicy- byle głupi szczegół (jak chociażby wodę płynącą pod górę w biegu na promień) uważali za niezbity dowód potwierdzający tę teorię, latali od forum do forum jak świadkowie Jehowy i w zasadzie nie zwracali uwagę na posty obalające ich tezy bądź odpowiadali wymijająco.

    Okej, a teraz lecę zastanowić się jaki był sens ataku Cerberusa na cytadelę…czemu mnie to obchodzi? Powinienem wrócić do poprzednich części albo w końcu przeczytać Diunę…

Add Comment Register



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>