Fix my world – The Tiny Bang Story

Marzyliście kiedyś, żeby mieć jakiś własny świat? W którym możecie robić, co Wam się żywnie podoba? Gdzie nie obowiązują zasady naszej nudnej, przewidywalnej fizyki?

A co, gdybyście mogli taki dostać? Może byłby nieco uszkodzony. Powiedzmy, rozsypany na kawałki. W kształcie puzzli. Taki świat z demobilu.

Kolejna gra z serii dziwnych, oryginalnych przygodówek, które ostatnio mnie prześladują. Z grubsza chodzi o uratowanie malutkiej planetki, w którą niefortunnie trafił meteoryt, rozbijając powierzchnię na kawałeczki i rozrzucając je po okolicy. Naszym zadaniem jest oczywiście zebranie wszystkich elementów i doprowadzenie świata do stanu sprzed katastrofy. Przy okazji pomożemy kilkorgu sympatycznych, choć małomównych mieszkańców.

Twórcy, Colibri Games, określili swoje dziecko mianem następcy świetnego Machinarium. Garściami zaczerpnęli też rozwiązania z przybranego rodzica. I bardzo dobrze. Jak na świeżo upieczonego boga przystało, mamy moc poruszania przedmiotów przy pomocy myśli. Znaczy kursora myszy, w systemie point and click. Jest to z jednej strony ułatwienie, bo nie musimy najpierw podprowadzić jakiejś postaci w interesujące nas miejsce; jednocześnie jednak, jako istota wszechmocna i wszechobecna, mamy tak duże pole do popisu, że łatwo przyjdzie się zgubić w opcjach manewru. Wystarczy nie zauważyć jakiegoś schowka i cała układanka runie. Dosłownie.

Podobnie jak w Machinarium mamy do czynienia z doskonałą, rysowaną ręcznie grafiką, której uroku nie odmówi największy sceptyk. Inaczej jednak, niż w poprzedniej opisywanej przeze mnie grze, tutaj kolorystyka jest zdecydowanie bardziej optymistyczna. Wszystko jest bardzo pastelowe i przyjazne. Aż człowiek uśmiecha się do monitora.

Rozgrywka podzielona jest na pięć rozdziałów.

Pierwszy odcinek trasy ma ułatwiony start, bowiem niewielki fragment planetki przetrwał uderzenie meteorytu i możemy spokojnie po nim wędrować, w poszukiwaniu ukrytych zagadek. Tutaj pismem obrazkowym wytłumaczy nam również gra, jak mamy się poruszać, co klikać, w jaki sposób odkrywać teren, żeby być najskuteczniejszym.

W każdej kolejnej części musimy sobie najpierw naprawić, poskładać miejsce, w którym chcemy pograć. Zabieramy się więc do roboty, układając puzzle. Dla utrudnienia, nasz światek lekko się kołysze, więc trafienie w odpowiednie miejsce nie będzie łatwe, zwłaszcza dla młodszego gracza. Najtrudniejsze jest, jak w prawdziwych układankach, niebo, które jako jednolita niebieska powierzchnia może w pewnym momencie zdenerwować.

Kiedy już zbudowaliśmy naszą piaskownicę, zakasujemy rękawy i zabieramy się do porządków. Najpierw należy zebrać porozrzucane puzzle, które posłużą do odbudowy dalszych części świata. Nie jest to zadanie łatwe, jako że rozbite fragmenty jak kameleony wtapiają się w otoczenie, udając korę, kamień, okna, czy elementy wystroju wnętrz. Za każdym razem do uzbierania jest ich określona liczba i bez jej osiągnięcia nie ruszymy dalej.

Żeby naszej boskiej osobie nie było zbyt łatwo, fragmenty potrafią tez schować się w niedostępnych w pierwszym momencie lokacjach. W domach mieszkańców, do których wejście jest zablokowane, w podziemiach, gdzie zjechać można było tylko popsutą w wyniku katastrofy windą czy w zalewanej aktualnie wodą piwnicy, którą trzeba najpierw osuszyć. Aby dotrzeć w takie dobrze ukryte rejony, trzeba będzie najpierw znaleźć mechanizm, który uległ usterce, a następnie, przy pomocy przystosowanych do tego celu narzędzi, naprawić go i uruchomić.

Narzędzia, czy też czasem klocki składające się na maszyny to kolejna rzecz, której będziemy w grze poszukiwać. Żarówki, jabłka, fragmenty dzieł sztuki, wieszaki, kostki do gry, nawet kurki od piecyka. Bez nich po prostu nie możemy przywrócić funkcjonalności naszej planecie.

Skoro znaleźliśmy wszystkie fanty, oddaliśmy mieszkańcom lub zamontowaliśmy w maszynie, czas ją uruchomić. A pomysłowość twórców gry nie ma najwyraźniej żadnych ograniczeń. Mamy grę video ze starych dobrych czasów, w której pomożemy stateczkowi ominąć rafy i czyhające gdzieniegdzie morskie potwory. Jest zdjęcie ukochanego wnuka, trzymającego w rękach koło potrzebne do naprawy ciuchci. Co z tego, że jest namalowane. Nasz wspaniały świat nie zważa na takie nieistotne fakty.

Strzępy porwanego obrazu ktoś złośliwie zapakował w butelki i wysłał w kosmos na kolorowych balonikach i jedynym sposobem odzyskania zguby jest znalezienie ich na nieboskłonie przy pomocy teleskopu. Samoloty w tym świecie nie latają. Są przyczepione do sznurka jak bielizna do suszenia i w tym bardzo ograniczonym zakresie jedynie mogą się poruszać. Dźwięki mają kolory, co ułatwia ich zapamiętywanie. Marynarze nad fajkę preferują sziszę, a bogaci szlachcice mają w domach fontanny z diabełkami i aniołkami pospołu.

Jeśli nadal nie jesteście przekonani, że to jest właśnie świat, w którym będziecie czuć się jak u siebie, dorzucę tylko jeszcze, że w tle słychać przyjemną dla ucha muzyczkę, która zmienia się w zależności od części świata, w której aktualnie się znajdziemy. Może nie jest zbyt wyszukana, ani nie wpada w ucho na tyle, żeby nucić ją po wstaniu od gierki, z całą pewnością jednak nie przeszkadza w rozpatrywaniu opcji i boskich możliwości.

Świat zamknięty w butelce

W temacie wymagań. Dla komputera młodszego niż orientacyjne pięć lat, nie będzie żadnym problemem udźwignięcie tego tytułu. Pecetowcy niepewni decyzji o nabyciu własnej planety mogą za darmo pograć w wersję demonstracyjną, dostępną na wielu portalach o tematyce związanej z grami, lub bezpośrednio ze strony producenta. Jednak konsolowcy bez wsparcia choćby niewielkiego, kieszonkowego laptopa niestety sobie nie pograją, bo twórcy nie przewidzieli wersji dla nich.

Za to można mieć Tiny Bang Story na komórce. I to jest niezwykle miła wiadomość, która powinna wywołać uśmiech na twarzach użytkowników smartfonów. Nie ma też totalnej dyskryminacji, jeśli chodzi o system, bowiem jak podpowiada strona colibrigames.com, TBS ma być stworzona na Androida, chociaż prace jakby troszkę się opóźniają.

Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.

Z wad, które najbardziej denerwowały mnie w czasie przechodzenia, największą jest wrażliwość na to, co aktualnie dzieje się z komputerem. U mnie nigdy nie działa tylko jeden program, a w trakcie wykonywania jednej czynności potrafię nagle przeskoczyć z jednego okienka do drugiego. Czasem nawet do innej gry. Sprzęt mam potężny, więc takie zabiegi znosi ze stoickim spokojem, a gdyby mógł, wzruszyłby ramionami. Niestety, nie mogę tego samego powiedzieć o TBS. Przy każdym zbyt szybkim przejściu, lub zrzuceniu do paska, potrafiła się zawiesić. Albo, co gorsza, działała dalej, ale np. nie wczytywały się wszystkie zdobyte fanty, przez co trzeba było uruchamiać grę ponownie.

Bo drugą ogromną wadą jest brak zapisów gry. W momencie ponownego uruchomienia wracamy po prostu do tego samego miejsca, w którym byliśmy. Czyli do tych samych błędów, wywołanych multiplikacją procesów w pececie. Ciągłe rozpoczynanie od zera było najbardziej frustrującą zagadką w całej gierce.

W ogólnym rozrachunku jednak zalet gra ma zdecydowanie więcej. Piękna grafika, świetna grywalność i różnorodne zagadki logiczne to trzy rzeczy, które zachęcą każdego początkującego boga do naprawy biednego świata dotkniętego kataklizmem zwanym The Tiny Bang.

Informacje o bassiunia

Nałogowy pecetowiec, homo economicus ze zdolnością wyłączania myślenia w sklepie z częściami komputerowymi. Grająca od zawsze, choć głównie na nerwach.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuły i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Fix my world – The Tiny Bang Story

  1. Blady pisze:

    Gra wygląda miodnie, a interfejs przypomniał mi aplikację edukacyjną „Jak to działa”, czy ktoś to pamięta? Ktokolwiek? Mamuty itp? Nie? Cóż…
    Sama „FMW:TTBS” to pozycja naprawdę nietypowa, nie tylko z powodu surrealistycznej grafiki, ale głównie z tego powodu, że wymaga od graczy myślenia, a o to coraz trudniej w dzisiejszych czasach. Sam oczekuję wersji na Antka – może do tego czasu naprawiony zostanie wspominany system save’ów, a raczej ich braku.

  2. odin pisze:

    Grałem w to i nie pamiętam nic :( Nie pamiętam czy mi się podobało… nie mam pojęcia czy może nie przypadło do gustu :( Noes. Mimo wszystko uwielbiam pastelowe kolory, szczególnie w takich grach. Muszę odszukać ten tytuł koniecznie – kupiłem go kiedyś w realu za 10 zł, zapamiętałem że znaczki np. pauzy, przypominały mi Simsy. Amnezja :(

  3. teekay pisze:

    Pamiętam Jak to działa. Swego czasu rodzice kupowali mi z różnych okazji encyklopedie multimedialne i różne programy edukacyjne, w tym Jak to działa właśnie. Swoją drogą był to dla mnie wtedy chyba najgorszy, a na pewno najnudniejszy tego typu program jaki miałem do dyspozycji. ;p
    Co do Tiny Bang Story, to szczerze mówiąc pierwszy raz czytam o tym tytule, nigdy nie widziałem go na oczy. Widzę, że jest na steamie, ale po jakieś strasznej cenie, więc na razie pozostaje mi spróbować dema. W każdym razie na pewno wygląda ciekawie i zachęcająco i jeżeli mi się spodoba i będzie w jakiejś przecenie, to kto wie. ;p Czuję się zatem oficjalnie zachęcony. :)

  4. bassiunia pisze:

    Blady, ja pamiętam, kiedy pierwsze mamuty przypłynęły swymi łodziami do brzegów Śródziemia… eee… nie ta bajka. ‚Jak to działa’ jest niestety za młode (albo raczej za późno pojawiło się na rynku polskim poza Pewexem), żebym mogła z niego korzystać na odpowiednim etapie edukacji. ;) Wiesz, studia mi przeszkadzały. XD A co do wersji na Androida, strona Colibri Games mówi, że miała być w kwietniu. Czyli już ma dwa miesiące opóźnienia. Nie znalazłam żadnych nowych informacji niestety, na kiedy jest przesunięta premiera, albo chociaż czy nadal pracują nad portem. :(

    Odin, jeśli nie masz złych wspomnień, to dobre łatwo dorobić. :) Wystarczy zagrać. No, chyba że nie dasz rady znaleźć gry, to może być problem. Gdybyś mieszkał bliżej, mogłabym Ci pożyczyć…

    Teekay, było kiedyś fajne wydanie 2w1, zawierające Machinarium i TBS. Kupiłam je z empiku swego czasu za jakieś 45, czy 50zł. Jak teraz patrzę, w produktach nadal jest, ale „czasowo” niedostępny. Może jest na Allegro? Jako gierka absolutnie DRM free, może być odsprzedana spokojnie, więc szansa jest. :) Zdecydowanie polecam, a jeśli Cię zachęciłam, to niniejszym oświadczam, że jestem z siebie dumna. ;)

  5. odin pisze:

    Teekay sprawdź w realach. U mnie na początku roku TBS było wycenione na 10zł :)
    Bass – ja to gdzieś tam mam :) Muszę przeszukać szafę następnym razem.

  6. AngelA pisze:

    Każdy jest czyimś dzieckiem ;)
    Tak mnie zauroczyła, że również pokusiłam się o jej zrecenzowanie. Zacytuję wyrywkowo siebie

    „Wracając myślami do dzieciństwa i wspomnień, odtwarzasz obrazy tamtych szczęśliwych chwil. Krok po kroku, puzzel do puzzla. Przemierzasz plansze by wszystko naprawić, jak starą zużytą już maskotkę, z którą łączą Cię najwspanialsze zabawy z dzieciństwa.

    W trakcie zabawy nie ma żadnych dialogów ani napisów. Przemawia do Ciebie tylko obraz i muzyka.

    Oprawa audio – inna dla każdego etapu gry, jest nastrojowa i przyjemna dla uszu. Na pewno nie drażni bębenków słuchowych, a uprzyjemnia zadania – działa relaksacyjnie i wyciszająco. Dzięki czemu możesz w spokojno-nastrojowej atmosferze zająć się rozwiązywaniem zagadek.

    Nie jestem typem gracza, który do szczęścia potrzebuje skomplikowanej fabuły i charyzmatycznych bohaterów. Dla mnie liczy się klimat i wyjątkowość danej produkcji, jej mocne strony. The Tiny Bang Story jest grą wyjątkową, przepiękną i nastrojową. Porwie Cię w baśniowy świat, urzeknie delikatnością obrazu i niebiańską wprost muzyką. Idealny sposób na wspólną zabawę z dziećmi, rozładowanie stresu czy zmęczenia”.

    Jest PRZEPYSZNIE!
    Pozycja dla wielbicieli fantastycznej przygody i łamigłówek w wersji „lajt”.

Add Comment Register



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>