Skąd taki tytuł artykułu? Wiedźmin 2 wywołuje raczej pozytywne emocje, ale u mnie, osobnika, który czytał sagę wielokrotnie i ukończył część pierwszą pozostawił pewien niedosyt. Czym też chciałem podzielić się z wami w poniższym tekście.
Nie chcę pisać kolejne laurki Wiedźminowi drugiemu, jest to gra dobra i wszyscy o tym doskonale wiemy, jednak ma parę skaz na tyle wyraźnych, że nie pozwalają mi one spać spokojnie. W tekście będzie trochę żalu, zwierzeń, subiektywnych opinii i sporo Mrokowego marudzenia, więc lojalnie ostrzegam. Aha, grałem ścieżką Roche’a, więc nie wiem jak gra wygląda z drugiej strony barykady, ale póki co nie mam ochoty sprawdzać.
Do Wiesława podchodziłem wielokrotnie, a każde z tych podejść kończyło się krótko po zakończeniu prologu. Przyczyna była prosta – sterowanie. Chociaż gra jest przystosowana do korzystania z klawiatury i myszki to jednak do momentu gdy kupiłem porządnego pada i rozsiadłem się wygonie w fotelu nie było mowy o dalszej zabawie. Dopiero na padzie Wiedźmiński interfejs staje się przyjazny, a gameplay płynny.
Dobrze, siedzimy wygodnie w fotelu, rozgrywamy kilka pierwszych starć, jest zręcznościowo, jest szybko, Geralt robi uniki turlając się. STOP! A gdzie poszedł wiedźmiński styl walki? Pochędorzyć do lasu? Gdzie parady, zasłony, finty, piruety, praca nóg i te wszystkie kocie ruchy, które tak pięknie były opisane w książce? Mało tego wiedźmin zanim się porządnie rozhula i w końcu odpali jakieś ciekawsze animacje walki, macha mieczem jak cepem. Zabrakło mi też automatycznego podejścia do przeciwnika, nie raz zdarzyło się, że potwór był w zasięgu, a Geralt z uporem maniaka ciął powietrze przed nim. Moim zdaniem starcia w pierwszej części chociaż też nieidealne były zrealizowane trochę lepiej. Na pewno były szybsze, bardziej absorbujące (timing), obecność trzech stylów walki nie pozostaje tu bez znaczenia.
Mówiąc o walce nie sposób nie wspomnieć o alchemii. I tutaj autorzy się nie popisali. Czemu jedynym efektem zażycia eliksiru poza zwiększonymi statami jest nic niemówiąca ikonka? Strasznie biednie to wygląda, a jedynym interesującym efektem jest ten po łyknięciu Kota. A tak pięknie można to rozwinąć, w książce po wypiciu niektórych eliksirów Geralt np. stawał się blady jak ściana, a jego źrenice tak się rozszerzały, że oczy były całe czarne. Szkoda, że tego typu efektów zabrakło w grze. Mam nadzieję, że w Wiedźminie trzecim, wypity eliksir będę mógł rozpoznać po wyglądzie postaci, a nie po ikonce i liczniku obok niej.
Idziemy dalej, ktoś ginie, trafiamy do położonej w puszczy osady Flotsam i tutaj mój największy zarzut co do tej gry, brak słowiańskiego klimatu części pierwszej. Wszystko zaczyna przypominać jakieś epickie high fantasy. Gdzie swojskie lasy, bagna, skąpane w słońcu pola? Okolice pierwszego aktu przypominały mi raczej amazońską dżunglę, nawet nazwa wioski Binduga brzmi w tym momencie karykaturalnie. Epickość i niepotrzebny rozmach ciągnie się niestety, aż do końca gry przez co nie mogłem, w ogóle utożsamić się z tym światem. Utrudniała mi to też za bardzo ukierunkowana na politykowanie fabuła. Za mało w tym wszystkim osobistej historii Geralta, za mało polowania na potwory (chociaż wieloetapowe przygotowania do walki Kejranem czy odczynianie klątwy w drugim akcie, było super). Przykro mi to mówić, ale historia w Zabójcach Królów poza kilkoma momentami, w ogóle mnie nie zainteresowała. Wątek romansowy z Triss i innymi kobietami jest potraktowany po macoszemu, a to całe „dojrzałe” podejście do tematu i tak sprowadza się do chędorzenia (to słowo jest zdecydowanie nadużywane w dialogach). Za to akt trzeci jest zwyczajnie niedorobiony. W momencie gdy zdobyłem najlepszą zbroję gra się skończyła :D
Odnośnie samego Geralta, w tej części jest on zagrany słabo biorąc pod uwagę poprzednią grę. Mówi sennie i strasznie mrukliwie, nosowo, brakuje mi u tej postaci spectrum emocji jakimi się charakteryzowała chociażby w książce. Chyba Rozenkowi konkurencja dosypywała środki usypiające do napojów.
I to tyle, a może aż tyle, mam nadzieję, że przy produkcji trzeciej część twórcy przemyślą kilka spraw i otrzymamy grę wybitną na jaką zasługuje postać Wiedźmina. Na tę chwilę Wiedźmin 2 wydaje mi się odrobinę przehype’owany, ale nadal świetny i wart zagrania. Dla równowagi dodam, że do Mass Effect 3 podchodziłem więcej razy i jak dotąd bezskutecznie :P
PS. I niech wywalą te paskudne komiksowe plansze ze wspomnieniami z jednoczesnym przywróceniem pięknych pastelowych malunków z części pierwszej (dzięki z Aki za tę uwagę).
U mnie jest ten problem z W2, że najpierw komp mi nie chciał przyzwoicie dźwignąć gry, a teraz nie umiem się jakoś napalić na ten tytuł… Sterowanie faktycznie takie jakieś z poprzedniej epoki, ale to bym przebolał. Najbardziej podpadła mi mała czcionka która może i sprawdza się na monitorze przy biurku, ale przy próbie grania z wyrka na TV dałem sobie spokój bardzo szybko. Jak przyjdzie czas, że nie będzie w co grać, wrócę na pewno…
Masz Mroku w sumie rację odnośnie tych niedopracowań – mówię tu o tych niespójnościach w odniesieniu do wersji książkowej. Faktycznie styl walki odbiega od tego poznanego w literaturze, ale ja nie odczułem tego tak negatywnie. Ot, pewna wolność twórców w doborze animacji. Druga rzecz, że sama gra nie była skierowana tylko i wyłącznie do osób zaznajomionych z książkami więc pewne zmiany niekoniecznie musiały przeszkadzać w odbiorze „zwykłemu śmiertelnikowi”. Ja osobiście nie odczułem negatywnie tych niedociągnięć, chociaż faktycznie klimat słowiański troszeczkę przygasł w dwójce, ale to raczej tylko w kontekście lokacji otwartych – mam tu na myśli plenery. Same miasta czy jakieś lokacje umieszczone „w terenie” są jak najbardziej bliskie naszemu kręgowi kulturowemu.
Efekty graficzne wskazujące na to jaki eliksir wypiliśmy faktycznie powinny być bardziej rozbudowane, tym bardziej, że nie jest to jakoś strasznie ciężkie do zrealizowania a już z pewnością nie zwiększyłoby zapotrzebowania gry na moc obliczeniową (nie zwiększyłoby zauważalnie, żeby nie było ;) )
Sterowanie – temat rzeka. Praktycznie nie spotkałem gry ze sterowaniem tak złym żebym nie mógł w nią grać lub żeby mi to w jakiś sposób zmniejszyło przyjemność z obcowania z taką produkcją. Często widuję ludzi którzy grając w jakąś grę rzucają inwektywami i bluzgami przez jakieś niedoróbki w sterowaniu. Osobiście nigdy tak nie robię. Sterowanie jest takie jakie dostałem i po prostu uczę się grać tak jak to zostało zaprojektowane :) I mam przy tym niezły ubaw gdy mnie „kropną” bo się szarpałem z kontrolerem. A w Wiedźminie sterowania wcale nie uważam za złe a wręcz ciesze się, że taki auto-lock o którym wspominasz się nie pojawił – nie przepadam za tym systemem bo często jest źle zaimplementowany.
Ja w W2 grałem na Xboxie i z żadnym problematycznym sterowaniem się nie spotkałem, szczególnie gdy wyłączyłem autocentrowanie kamery. Co do lockowania na celu – opcja ta jest dostępna w wersji na Xklocka, dodano ją chyba na PC. System jest dość „zeldowy”, opcjonalny i nigdy przeze mnie nie używany :)
Co do prędkości ataków Geralta – już teraz potwierdzono, iż w W3 będziemy mieli o wiele szybsze ataki, piruety, „wiedźmińskość” walki, a machanie jak cepem pozostaje zarezerwowane dla zwykłych żołdaków. Sam w W2 nie uważałem, by Geralt był powolny, jednak gdy odblokowałem zdolność furii w ścieżce alchemika pomyślałem – on zawsze powinien tak pocinać ;)
Co do utraty słowiańskości – W1 rozgrywał się w Temerii, więc możliwe, iż zmiana stylu była podyktowana lokalizacją fabuły. W W2 spotykamy lasy, w których dawniej bytowały elfy, więc poniekąd inspiracja Tolkienem wzięła górę, podobnie jak design Loc Muinne – trudno o pojęcie, by przesiąknięte magią miasto zapomnianej rasy Vranów przypominało Wawel. Podobnie z oprawą muzyczną – tak, tęsknie za bardziej swojskimi motywami, jednak ponownie, lokacje podyktowały aranżację motywów. Nie zdziwię się, jeśli odwiedzając górzyste Skellige usłyszymy nordyckie nuty (potwierdzono jednak powrót utworów z W1, prawdopodobnie by zadowolić hardcorowych fanów – motywie muzyczny z Kaer Mohren – wróć!)