Robin Hood – Legenda Sherwood

Robin Hood – Legenda Sherwood

Wyjazd na studia może kojarzyć się w wieloma zmianami w życiu. Konieczność samodzielnego organizowania sobie pożywienia, możliwość imprezowania do upadłego, osamotnienie podczas uczenia się do egzaminów. Tym, co przeraziło mnie jednak najbardziej było to, że zmuszony będę zostawić swój wierny komputer i konsole w rodzinnych stronach, a na studia wyjechać wyposażony jedynie w laptopa i komplet starych gier.

Przejście na laptopa wymusiło u mnie konieczność znalezienia starych gier, które będą mogły śmigać na tym przenośnym wynalazku. Na liście znalazły się stare przygodówki, jak Grim Fandango, Jack Orlando, Najdłuższa Podróż, jak i pozycje najbardziej przeze mnie cenione, stealth rts’y – Commandos 2, Desperados oraz Robin Hood Legenda Sherwood.

Commandosów nie trzeba nikomu przedstawiać. Niezwykła seria, której premierowa część pokazała, że na rynku wciąż jest miejsce na gry wymagające myślenia, gry trudne, dające niezwykłą satysfakcję z przejścia.

Desperados, stworzone dzięki współpracy Spellbound oraz Wandoo, podążało ścieżką Commandosów – 6 postaci, każda o odmiennych zdolnościach, przekradają się za plecami wrogów, sprawdzając ich zasięg widzenia, eliminując odłączone jednostki i chowając ich ciała. Na szczęście twórcy mieli dość odwagi, by zmodyfikować formułę, dodając możliwość kontynuowania gry po wykryciu – wtedy w ruch szły rewolwery, laski dynamitu, sztucery snajperskie a nawet karabiny Gatlinga. O grze było głośno, gazety zadbały o promocję tego nietypowego tytułu, który spodobał się graczom i został bardzo wysoko oceniony przez prasę.

Potem jednak – cisza. Zdecydowanie zbyt długa cisza. Czyżby twórcy tego niezwykłego tytułu poddali się, zapomnieli, że potrafią robić świetne stealth rts’y?

To był moment. Jeden rzut oka do najnowszego numeru CD Action. Jedna linijka tekstu powiedziała mi, że twórcy Desperados wypuścili nowy tytuł. Szybki spacero-marsz do empiku.

JEST!

Wydana w taniej, gazetowej formie najnowsza gra mojego ulubionego studia. Jej tytuł –

Robin Hood – Legenda Sherwood. To było jak spełnienie wszystkich moich marzeń. Najlepszy gatunek gier połączony z uwielbianą przeze mnie postacią. W drodze do domu pojawił się jednak moment zwątpienia – jakim cudem można przełożyć czasy mieczy i pojedynków rycerskich na warunki stealth rts?

O ile przeniesienie realiów Commandosów na dziki zachód nie było aż tak trudne – dynamit zastąpił granaty, a beczka prochu ładunki wybuchowe, o tyle perspektywa przeniesienia realiów do średniowiecza wydała mi się niemożliwa. Niepotrzebnie jednak się martwiłem. Twórcy spisali się. Oj, spisali.

Zacznijmy od podstaw. W grze sterujemy postaciami widzianymi w rzucie izometrycznym, możemy kazać im biegać chodzić oraz skradać się, możemy sprawdzać zasięg widzenia wrogów, oddalać obraz, przełączamy się między postaciami za pomocą ich portretów umieszczonych na dole ekranu. Zaczynamy grę mając kontrolę jedynie nad Robinem, który posiada tylko trzy specjalne zdolności. Początkowo bardzo mnie to zdziwiło – tylko trzy czynności? W Desperados każda z postaci miała po 6 specjalnych zdolności, plus tzw. kontekstowe. Tutaj główny bohater ma do dyspozycji tylko 3 – uderzenie pięścią, strzał z łuku oraz rzucenie worka z pieniędzmi. Początkowo uznałem te zdolności za mało emocjonujące, ciekawiło mnie jedynie, jak rozwiązano walkę na miecze. Otóż jeśli przyjdzie nam spotkać wroga, to przechodzimy do trybu pojedynku, w którym to za pomocą kursora myszki malujemy linie na ekranie, wskazując naszej postaci, jakiego typu ataków od niej oczekujmy. Możemy parować, robić mocne, ale powolne ataki, „kąsać” wrogów szybkimi, ale słabymi pchnięciami, możemy wykonywać obroty, wskakiwać na stoły a nawet wykonywać dewastujące ciosy kończące. Wszystko to ma pomóc nam zdobyć sojuszników w lesie Sherwood i przygotować małą armię, z której pomocy przyjdzie nam pokonać nikczemnego księcia Jana i oswobodzić króla Ryszarda.

Tym, co niemiłosiernie zasmuciło mnie, to niemal kompletny brak pokazówek w grze. Mamy jedynie intro i outro, cała reszta dialogów w grze prowadzona jest za pomocą „gadających głów”, co naprawdę smuci, a pewnie spowodowane było mniejszym niż przy Desperados budżetem, gdzie po niemal każdej misji mieliśmy choć krótkie filmowe podsumowanie tego, co dokonaliśmy. W Robinie przyjdzie nam jedynie przeczytać krótkie „Och ty rozbójniku, udało ci się zwerbować Małego Johna, ty nicponiu ty”.

Kolejne misje w grze obracają się wokół werbowania ludzi do oddziału Robina – spotkamy na swojej drodze dwa rodzaje sojuszników. Podział wygląda następująco. Oprócz postaci fabularnych, ważnych dla rozgrywki – takich jak Marion, braciszek Tuck – spotkamy osoby nazywane przez mojego tatę „mrówkami”. Mrówki to wieśniacy, którzy przystąpili do armii Robina, możemy werbować ich na misjach, a do tego wielu będzie się przyłączać po zakończeniu ważniejszych misji. Same mrówy dzielą się dalej na trzy podgrupy. W odróżnieniu od postaci fabularnych mają tylko dwie zdolności.

Przy nazywaniu tych trzech podgrup nie byłem zbyt odkrywczy – mamy Wieśniaków, którzy walczą widłami, mogą leczyć członków drużyny oraz dobijać nieprzytomnych wrogów, Leśniaków, którzy walczą „maczugami” i mogą sami leczyć się w boju, oraz Miastowych, ci mogą strzelać z łuku oraz chronić się za tarczą.

Trzeba zwrócić uwagę, że każda ze zdolności, jaką posiadają mrówy będzie potem dostępna u któregoś z fabularnych członków drużyny.

Po każdej misji udajemy się do Sherwood, w którym to możemy wykonywać cały szereg czynności. Możemy zlecać naszym członkom drużyny trening walki mieczem (im większe doświadczenie, tym większa stamina i moc ciosów) oraz strzelania z łuku (większy zasięg łuku).
Możemy zlecać również produkcję broni, lekarstw i strzał. Po wysłaniu ludzi w odpowiednie miejsca dane jest nam zdecydować, czy chcemy wykonać misję „leśną” czy „miejską”. Te pierwsze służą głównie zdobywaniu pieniędzy potrzebnych do wykupienia Króla Ryszarda. Na ta misje wybieramy kogo tylko nam się podoba i próbujemy przechwycić transport pieniędzy. Po rozpoczęciu misji możemy zbadać teren i zobaczyć, gdzie są wrogowie oraz nasi sojusznicy – do pomocy bowiem mamy szereg pułapek (wilcze doły, siatki) oraz ukrytych łuczników. Po misji wracamy do Sherwood, gdzie wybieramy członków na misję „miejską”. Te wymagają niemal zawsze zabranie Robina, jednak graczowi dane jest wybrać, kogo dodatkowo chce zabrać na misję. Pozwala to na stworzenie swojego wymarzonego dream team, odpowiadającego stylowi gry gracza.

Ciekawym szczegółem jest fakt, że na misjach „leśnych” Robin ubrany jest w rajtuzy i walczy za pomocą TĘGIEJ PAŁY, a w miejskich przywdziewa kolczugę i walczy mieczem. Dodatkowo na misjach w miastach nie mamy zaznaczonych wszystkich wrogów na mapie- widzimy jedynie szare sylwetki, które mogą być równie dobrze ciężkozbrojnym rycerzem, co bawiącym się dzieckiem. Stąd musimy samodzielnie przeprowadzać rekonesans, lub rozmawiać z żebrakami, którzy za opłatą „pomalują” nam mapę, wskazują które sylwetki to strażnicy.

Im więcej misji wykonami i im więcej osób zwerbujemy do ekipy tym bliżej będziemy stwierdzenia, że gra ma naprawdę ogromny potencjał. Zdolności naszych ludzi są często unikalne i zgoła odmienne. Teraz przedstawię wszystkich zawodników, którzy pomagają opisanemu już Robinowi.

Stuteley ma unikalną zdolność rzucania sieci, krępującej ruchy wrogów, oraz może udawać żebraka, niejako znikając w samym centrum miasta. Może również (jak Wieśniacy) rzucić jabłkiem, zwracając uwagę strażnika. Może również wiązać nieprzytomnych wrogów.

Szkarłatny Will to twardy zawodnik. Walczy za pomocą cepa bojowego, znaczy się kuli na łańcuchu. Może dusić wrogów, jak i strzelać z procy. Umie się również ukryć za tarczą w przypadku ostrzału łuczników. Nie ma oporów przed dobijaniem wrogów. Potrafi skakać z budynku na budynek oraz wspinać się na mury – czyni to z niego wspaniałego infiltratora, który w pojedynkę może dostać się na teren wrogiego zamku, udusić po cichu wrogów i otworzyć wrota pozostając niewykrytym.

Trzeba tutaj zauważyć, że jeśli na misjach nadużywamy przemocy (dusimy, dobijamy wrogów) to popularność Robina spadnie i coraz mniej osób będzie dołączać do nas po misjach.

Mały John to jedna z najlepiej walczących osób w grze. Potrafi na raz za pomocą swojej TĘGIEJ PAŁY powalić na ziemię nawet kilkunastu wrogów, może gwizdać celem zwrócenia uwagi, posiada najsilniejszy cios w grze, może również robić za ludzką drabinę i podsadzać innych członków drużyny – np. umożliwiając Robinowi zajęcie pozycji strzeleckiej na dachu. John jest również jedyną postacią oprócz Leśniaków, która może przenosić ciała wrogów.

Braciszek Tuck to najbardziej nietypowy kompan. Może nie jest najskuteczniejszy w walce i wolno biega, jednak posiada szereg ciekawych zdolności. Nie potrzebuje lekarza by regenerować zdrowie,  zajadając udziec dzika wraca do pełni sił. Może zostawić na ziemi bukłak z piwem, który odwróci uwagę sierżantów. Może za pomocą wytrychów otwierać zamknięte pomieszczenia (jak Stuteley i Wieśniak), do tego najszybciej wiąże nieprzytomnych wrogów. Najważniejsze jednak, że może rzucać we wrogów….pszczołami!

Tak, ten średniowieczny odpowiednik The Pain kontroluje pszczoły, które to pozwalają nam wykonywać najtrudniejsze zadania pod koniec gry – dwóch Czarnych Rycerzy w pełnych zbrojach, uzbrojonych w oburęczne miecze nie stanowi żadnego problemu – wystarczy odrobina pszczół pod zbroją, by byli zupełnie bezbronni, kiedy Mały John podchodzi do nich i bezproblemowo powala na ziemię.

Jako ostatnia do ekipy dołącza Marion. Niestety nigdy w pełni nie mogłem się przekonać do tej postaci. Może ona strzelać z łuku prawie tak dobrze jak Robin, nie najgorzej walczy mieczem, ale jakoś zawsze trzymałem ją na tyłach drużyny, służyła jedynie za medyka i wykorzystywała swoją nietypową zdolność- UCHO SONARU!! Tak, za pomocą magii czy innego mumbo jumbo Marion może nadstawić ucha do muru budynku i „pomalować” szare sylwetki wewnątrz, pokazując, kto jest wrogiem a kto nie.

To wszystko skutkuje takim scenariuszem. Kompletujemy swój wymarzony dream team. Docieramy do zamkniętych bram. Marion podchodzi pod mury i swoim radarouchem wykrywa, ilu przeciwników jest na terenie zamku. John podsadza Robina i Willa, którzy dostają się na teren. Will dusi wrogów, w wypadku wykrycia chroni tarczą Robina, który ostrzeliwuje z łuku pierwszych strażników. Will otwiera bramę, pozwalając Johnowi wbić się w masę wrogów, mobilizujących się na placu. Z pomocą swojej TĘGIEJ PAŁY i niewielkiej ilości pszczół Tucka powala ich wszystkich na ziemię. Potem oddalasz ekran, patrzysz na to, czego dokonałeś i czujesz po prostu dziką satysfakcję, że po raz kolejny udało ci się wykiwać żołnierzy wroga.

Tak, można zwrócić uwagę, że wiele misji w grze jest niepotrzebnie wydłużone. Tak, pod koniec poziom trudności podnosi się do chorego wręcz poziomu. Misje rozgrywają się wciąż na tych samych mapach, które bardzo niewiele różnią się między sobą. Misje specjalne, kiedy prowadzisz oblężenia zamków lub odpierasz ataki są niepotrzebnie trudne, bowiem po przegranej cały proces zajmowania zamku musisz zacząć od nowa, a może to trwać nawet dwie godziny. Odkryjesz też, że Mrówki w pewnym momencie przestają ci już być potrzebne- surowców w Sherwood jest aż za dużo, skład bohaterów fabularnych pozwala ci wykonać każde zadanie, więc ci snują się bez celu po Sherwood. Raz na jakiś czas Robin musi stoczyć uczciwy pojedynek 1 vs 1, co jest zupełnie nie w moim stylu – czemu miałbym kogoś wyzywać na pojedynek, skoro mogę w niego rzucić PSZCZOŁAMI? No po co?? Nie można nawet uczciwie zastrzelić go z łuku….

To wszystko jednak małe szczegóły. Gra jest niezwykle, ale to niezwykle miodna.

Kiedy skompletujesz swoją ekipę, świetnie ja wyszkolisz, poznasz ich wszystkie zalety i odkryjesz jakie spustoszenie mogą siać, jeśli odpowiednio skoordynujesz ich działania, to Jan Bez Ziemi stanie się Janem Bez Szans, a ty złapiesz się za głowę ze zdumienia, w jak wspaniałą grę przyszło ci zagrać.

Informacje o Blady

Fan ASG, militariów, gier video, filmów, motoryzacji oraz miłośnik tworzenia słów niemalniezwykle brzmiących. Mógłby popełnić samobójstwo skacząc ze swojej pewności siebie na swoją inteligencję. Brutalnie szczery, wierny swojemu skrzywionemu, wiecznie sarkastycznemu spojrzeniu na świat.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuły i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Robin Hood – Legenda Sherwood

  1. Bizon pisze:

    Oooo tak. Całe tygodnie, a może nawet miesiące straciłem przy tej grze…
    Bardzo wyczerpująco opisałeś całość (nie myślałem, że opiszesz każdego kompana z osobna xD), więc brawa za wytrwałość. Mam nadzieję, że to co napisałeś przekona kogoś do sięgnięcia po Legendę Sherwood, którą dzisiaj można dostać za jakieś grosze…

    I nie jarzę, cię tak kręci w tej TĘGIEJ PALE! ;p

Add Comment Register



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>