Dwie cyberpunkowe gry umiejscowione w podobnych realiach. Podobnie opisujące losy głównego bohatera. A tak różne, że aż trudno w to uwierzyć. Gdyby ktoś rok temu powiedział, że skusi mnie FPP jako gatunek, roześmiałabym mu się w twarz. Ja? Niewolnik RTSów nieśmiało zaglądający przez ramię na RPG? I jeszcze w dodatku cyberpunk? A zamiast miecza i magii miałabym władać bronią palną? Nie, nie ma mowy.
Tymczasem jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Może najpierw powiem, że obie kontynuacje gier sprzed kilku lat były dla mnie jednocześnie pierwszymi FPP, jakie skończyłam i jedynymi, które zyskały moją sympatię. Dodatkowo, nie grałam ani w dwa pierwsze Deus Exy, ani w poprzedni Syndicate. Jestem więc absolutnie wolna od jakichś naleciałości, przyzwyczajeń i skojarzeń typu „grałem w to, jak byłem młody i piękny, więc to była świetna gra”.
Nie mówię, że oryginały były gorsze, bo ich nie znam. Ale dzięki temu mogę, wydaje mi się, zupełnie obiektywnie ocenić te dwa bardzo ciekawe tytuły.
Podobieństwa są powierzchowne. Mamy niedaleką przyszłość. Pracujemy dla tajemniczej organizacji. Jesteśmy agentami. Powierzono nam zagadkę do rozwiązania. Źle się dzieje w naszej firmie. Jest w to zamieszany ktoś z wewnątrz. Oczywiście, w obu przypadkach clou programu i niejako sprawcą całego zamieszania jest idea usprawniania ludzkości. Kierowanie ewolucją i nierówna walka jednostki z systemem rządzonym przez ogromne pieniądze i jeszcze większe ambicje.
W lewym narożniku – Deus Ex: Bunt Ludzkości
Jako pierwszy skusił mnie ciekawy sposób skradania. Zainteresowało mnie, jak możliwość użycia szerokiego kąta widzenia, zabieg znany bardziej z RPG, jest w stanie zmienić zwykłe FPP w coś… ciekawszego. I nie zawiodłam się. Powiem więcej. DLC już stoi na półce.
Przede wszystkim, grę można przejść na wiele sposobów, a głównym zarzutem, który zawsze miałam do strzelanek jest właśnie to tępe wybijanie hord wrogów bez głębszego zastanowienia po co i czy aby nie można byłoby się po prostu przekraść za plecami i odbić księżniczkę z rąk złego zmutowanego smoko-żółwia. Jak się zapewne domyślacie, przez większość gry bawiłam się właśnie tym sposobem. Bardzo ułatwia życie możliwość ominięcia walki. Pewnie, bossów w ten sposób oszukać się nie da. Ale po to ich mamy. W końcu gra bez odpowiedniej porcji trudnych przeciwników traci cały urok.
Drugim ogromnym plusem Buntu Ludzkości jest fabuła. Nie, nie jest to Wiedźmin, nie można na podstawie scenariusza napisać książki. Albo całej serii. Ale ma to coś, co wywiera wpływ na psychikę, co wciąga nas w świat z siłą trąby powietrznej i nie puszcza do ostatnich minut gry, do ostatniej walki i do ostatniego wpisu w dzienniku misji. Coś, przez co wstajemy nagle na miękkich nogach zza komputera, patrzymy na zegarek i ze zgrozą stwierdzamy, że za dwie godziny wypadałoby pojawić się w pracy.
W prawym narożniku – Sydicate
Pierwsze, co rzuca mi się na klawisze, to system celowania. Może nie jest normalnym, że w grach szuka się utrudnień, ale niestety ja tak mam. I jeśli mam do wyboru standard, wyświechtaną oczywistość odartą z jakiejkolwiek odrobiny innowacyjności, lub świecące, jeszcze zametkowane, kolorowe i migające novum, wybieram to drugie. Jest trudno. Trzeba pamiętać o gigantycznym odrzucie, o trzęsących się podłogach, o podmuchach gorącego powietrza spowodowanych atakami z flanek. Coś pięknego.
Kolejnym plusem gry jest świetnie rozwinięta sztuczna inteligencja przeciętnego zjadacza chleba, który ma nieszczęście stanąć nam na drodze. Zdecydowanie nie plączą się pod nogami, stosują wymyślne uniki, potrafią schować się na bardzo długo za przeszkodą i cierpliwie czekać, aż nasz bohater zacznie rozglądać się za porzuconym magazynkiem.
Następuje pierwsza wymiana ciosów i pierwsze wybite zęby.
W Deus Ex są to walki z bossami. Nie wiem, kto Eidosowi sprzedał „genialny” pomysł na oddanie prac nad jednym z najważniejszych elementów shootera w obce ręce; ale mam nadzieję, że dobrze na tym zarobił, kupił bilet na samolot i właśnie jest w drodze na bezludną wyspę, z której nigdy nie zamierza emigrować. Walki są zupełnie nieciekawe. Dodatkowo rozwiązania, które w założeniu miały przychodzić intuicyjnie, są czasami zupełnie niejasne.
Piętą achillesową nowego Syndicate jest za to długość rozgrywki. Jak to możliwe, że singla można skończyć w sześć i pół godziny będąc całkowitym laikiem strzelankowym, jak ja? Pewnie, nadrabia multiplayerem. Ale niedługo dojdziemy do absurdalnej sytuacji, gdzie tryb single będzie tylko krótkim, dwudziestominutowym pokazem slajdów przy okazji wprowadzającym gracza w realia świata i objaśniającym: „Tu masz miecz. Ostry koniec kieruj od siebie. Powodzenia”.
Dodatkowo, po rewelacyjnie podłożonym głosie Adama Jensena z DE:HR, zarzucę jeszcze Syndicate brak wypowiedzi ze strony głównego bohatera. Tak tak, oczywiście jest to uzasadnione realiami, bo jako agent Eurocorp, Kilo jest pozbawiony chęci do wyrażania siebie. Rozumiem. Ale w pewnym momencie jego sytuacja ulega diametralnej zmianie, więc dlaczego nie podzieli się z graczem przemyśleniami dotyczącymi nagłego wewnętrznego przepoczwarzenia się w Babinicza?
Sekundanci wkraczają do akcji.
Ścieżka dźwiękowa.
Syndicate wygrywa na całej linii i dzięki motywowi przewodniemu wykańczanie kolejnych napływających fal wrogów nie jest nudne tam, gdzie mogłoby być.
Grafika.
Obie gry mają zdecydowane palety barw i trzymają się tego od początku do końca – DE:HR ciepłe stare złoto i czerń, Syndicate – zimne, stalowo-szare wnętrza. Zarówno jedna, jak i druga konwencja bardzo mi się podoba. Nie potrafiłabym wybrać między nimi, bo obie świetnie się w swoje realia wpisują.
Jeśli natomiast chodzi o jakość silników graficznych, są porównywalne. Czyli średnie. Nawet biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z gładkimi powierzchniami z przyszłości, tekstury mogłyby być lepsze. Bo asfalt o stopniu porowatości porównywalnym z pupcią niemowlaka mnie osobiście nie przekonuje. Mimo ogólnego braku fajerwerków, w tej potyczce wygrywa Deus Ex. Mimika postaci, gesty.
Broń.
Nie jestem ekspertem, więc można się spierać. W Syndicate jest zdecydowanie bardziej różnorodna i ciekawa. Np. karabin z namierzaniem, pozwalający wymieść przeciwnika zza przeszkody. Laser palący wszystko przy wtórze nieprzyjemnego syku. Nawet taka zwolenniczka headshotów i karabinków snajperskich jak ja znalazła pretekst, żeby przetestować je wszystkie.
Zdolności.
Modyfikowanie ciała ludzkiego to oczywiście nie tylko fikuśne łącza wypełzające gustownie na czoło, czy niechęć do pogawędek. Mamy kamuflaż pozwalający zniknąć z oczu przeciwnikom, niewielkie pole siłowe uodparniające na pierwszą dawkę ołowiu po spotkaniu z nieprzyjacielem, możliwość wyperswadowania wrogowi chęci do dalszej egzystencji, czy hakowanie wszechobecnych komputerów przy pomocy odpowiedniego wszczepu. Zastosowanie całego arsenału możliwości bardzo urozmaica rozgrywkę. A pomysłowość twórców w obu grach jest wspaniała. I nie daje wyłonić zwycięzcy starcia.
Poziom trudności.
Szczerze mówiąc trudno mi ocenić, jako że nie bardzo mam porównanie z jakimkolwiek innym FPP. Mogę tylko określić to w ten sposób. Syndicate jest trudniejszy, co uważam za kolejny niewielki plus na jego koncie. Można śmiało powiedzieć, że z zawiązanymi oczami tej gry ukończyć się nie da.
Gong. Werdykt sędziowski.
W mojej opinii z tego pojedynku obaj przeciwnicy wyszli żywi, a to dużo. Zdecydowanie bardziej poobijany jest Miles. Niestety, jak ktoś nie ma na tyle woli przetrwania, żeby głośno zaprotestować przeciwko zabójczo modnym okularom partnera sparingowego, tak właśnie kończy.
Elementy RPG, możliwość rozmowy z NPC’ami w konwencji znanej z gier zupełnie niezwiązanych ze strzelankami, różnorodność rozwiązań każdej sytuacji, jakie gra oferuje. To sprawia, że bohater przestaje być maszyną do zabijania, bezmyślną lalką, którą sterujemy od walki do walki. Staje się po trochu hakerem, złodziejem, snajperem i filozofem.
Dodatkowym atutem jest tu też wielkość świata i możliwość zdobywania i rozwiązywania zadań pobocznych, których w Syndicate po prostu nie ma.
Ale, jak napisałam, z ringu nikogo nie zniesiono. Obyło się też bez ucieczek przed pierwszym ciosem.
Obie gry przypadły mi do gustu. I chociaż do jednej zapewne będę wracać częściej, niż do drugiej, z pewnością żadna z nich nie obrośnie kurzem na półce.
Pojawią się spoilery, prawdopodobnie.
Powiem coś na temat Deus Ex, bo w niego grałem. Wcześniej nie było okazji, ale Nie grałem w poprzednie części. Ale HR jest dla mnie majstersztykiem. Wszystko jest takie jak lubię. Strzelanie. Sprzętu. Skradanie. Pomysłowe poziomy. Fabuła. Wszystko! Mam za sobą dwa przejścia, a raczej nie przechodzę gier kilka razy.
Co do fabuły, ja bardzo dobrze w tematach cyborgów. Nie wiem dlaczego, ale Adam dla mnie miał bardzo depresyjny charakter i tak starałem się prowadzić dialogi, o ile była możliwość. Jeszcze ten głos… Aktor jest dobrany fenomenalnie. Przez całą grę towarzyszyło mi poczucie samotności. Jestem tylko trybem w maszynie. Wszczepy dają mi przewagę, ale to nie jest błogosławieństwo… raczej piętno. Przewagę nad wrogami… No i co z tego? Ludzie których spotykałem, też traktowali mnie jak maszynkę. Nawet boss mnie okłamywał. Wszystkie zadania poboczne to „idź tam, rozpraw się z nim”. Jedyną osobą, która była przyjazna, była Malik, ale i ona źle skończyła… Nigdy nie udało mi się jej uratować. Gdy już stanąłem przed ostatecznym wyborem (który jest nieco podobny, ale lepiej umotywowany jak w ME3), długo się zastanawiałem. Zrobiłem to co słuszne… Ale czy słusznie?
Co zasługuje na uwagę, to prowadzenie istotnych dialogów, gdy ma się zainstalowany wzmacniacz społeczny. Przy każdej takiej rozmowie, nieźle musiałem się napocić, żeby rozmowa przebiegła po mojej myśli. Były to momenty trzymające w napięciu bardziej, niż strzelanina w dowolnej grze.
Co mnie też bardzo ucieszyło, to rozsądne podejście do naukowej fantastyki. Nie ma pistoletów strzelających laserem (chociaż, jest chyba jeden, ale do niczego się nie nadaje). Amunicja jest ołowiana, ale bardziej dopracowana. Nie ma lotów kosmicznych. Wszczepy mają wady i nie są neutralne dla organizmu. Ludzie robią te swoje małe przekręty i noszą ploteczki, tak jak to było od zawsze i zawsze już będzie. Ulice są brudne, roboty głupie jak but, a samochody nie latają. Nie ma idealizowania, nie ma też dystopii. Świat wygląda tak jak dzisiaj, tyle że… to jest świat jutra. To mi się podoba, że scenarzyści zrozumieli, że przyszłość nie będzie kolorowa, ale będzie się malować w takich samych odcieniach jak świat dzisiaj. Trochę czerni i bieli, oraz wiele odcieni szarości.
Walki z bossami, to największa wada. Jeśli zakładamy, że fabuła jest realistyczna, dlaczego mój przeciwnik potrafi przyjąć pięć magazynków z karabinu w głowę i przeżyć? Przeciwników powinien być tak wytrzymały, jak ja. A to że wygram, to zasługa mojego sprytu. Po części naprawiło to DLC. Główny zły był jeden, był zwykłym człowiekiem. Jedyna trudność, to się do niego dostać. Tak to powinno wyglądać.
Nie wiem, czy planowana będzie kontynuacja HR, bardzo chciałbym w nią zagrać.
Głos Jensena to materiał na osobny artykuł, ale chyba w mniej zdominowanym przez panów gronie. :P Oczywiście, można mieć o nim inne zdanie. Ale dla mnie jest po protu rewelacyjny. Jeśli DE:HR ma jakieś poważne wady, to wyparowują mi z głowy za każdym razem, jak zaprowadzę pana Adama na rozmowę. Dodatkowo, pomijając już tembr zmiękczający moje serce, jest też doskonale podłożony. Z resztą, ten sam aktor dubbingował całkiem sporo postaci w Assassins Creed z równym powodzeniem (np. Rafiq w AC). Bardzo cieszy, że powierzono mu większą rolę, bo ma talent.
Co do depresji, ten świat ogólnie nie napawa optymizmem, chociaż jest i tak bardziej przyjazny niż w Syndicate. I faktycznie, można postać poprowadzić tak, żeby dylematy moralne związane z przyjęciem przeszczepów (których w końcu nie chciał) przeważały w wypowiedziach. Ale jest też złośliwym dupkiem, jak chce (Thanks for nothing, Francis.). I chwała mu za to, bo emo byłego SWAT bym chyba nie zniosła, nawet z takim głosem.
A reakcje otoczenia na modyfikacje Jensena przypominają mi trochę rodzimego wiedźmina, „plugawe monstrum”, co bardzo mnie cieszyło. Z jednej strony kable tanie nie są, więc sztuczne ręce mogą być odczytanie nie tylko jako oznaka siły, ale również (niesłusznie, jak wiemy) ustawić nas w oczach innych na tej samej półce cenowej, co takiego Davida Sarifa. Z trzeciej strony mamy jednak purystów, którym nie w smak żadna z powyższych interpretacji i najchętniej urwaliby Adamowi kończyny.
@Non – akurat ten wzmacniacz społeczny to jest coś, co moim zdaniem psuje grę. Bez niego mamy system rozmów lepszy niż w wielu innych grach, np. Mass Effekcie, musimy się zastanowić jak kogoś do czegoś przekonać, zobaczyć jak dana osoba reaguje na takie, a jak na inne odpowiedzi, wypowiadane innym tonem itp. rzeczy, podejść do tego tak trochę „psychologicznie” powiedzmy. Natomiast z tym ulepszeniem, wszystko zmienia się w jakąś trochę durną minigierkę. Dlatego ja nigdy nie wybrałem tego ulepszenia idąc też chyba za radami innych osób z internetu.
Mój ostatni Jensen miał aktywowany ten wszczep. Ale faktycznie, trochę to było wszystko na macanego. Na dobrą sprawę nie można było do końca być pewnym, co wywoła pożądaną reakcję. Z drugiej strony, rozmowa sterowana nie jest taka ciekawa, jak żywa, szczera reakcja drugiej osoby. Ale za to można było za pomocą wzmacniacza społecznego zmusić byłego podwładnego, żeby chociaż na chwilę przestał się obwiniać (może nie będę pisała o co, żeby nie popsuć zabawy innym). Bez kabla nigdy mi się ta sztuka nie udała. Wam tak?
Basiunia jest mega :D
He? o.O’
To chyba mój najbardziej rozbudowany komentarz ever, więc coś dopiszę. Może, że nie miałam zamiaru tak spamować strony. Po prostu wczoraj wieczorem skończyłam Syndicate i tak sobie coś skrobnęłam. Sorry. Jestem niestety skłonna do słowotoku, więc wyszło jak wyszło. ;)
Jest to jak najbardziej pozytywne i cieszy odińskie serce ;) Szczególnie że widzisz – artykuły się przyjmują, ludzie chcą takie rzeczy czytać. Cieszy mnie gdy widzę, że ktoś wkłada w tą stronę swoje zaangażowanie i pracę – to może niewiele z punktu widzenia kogoś kto się tutaj dopiero pojawił ale dla mnie po tych prawie trzech latach to jest naprawdę fajne uczucie :) Tak więc jest dobrze i dziękuję – w skrócie: Basiunia jest mega ;)
Fajne są takie pojedynki. Mam nadzieję zobaczyć więcej ringowych i humorystycznych porównań z gier w przyszłości : )
W Syndicate nie grałem, głównie zniechęciły mnie opinie innych a miałem w planach w to zagrać za to w Deus Ex: HR grałem i byłem pod wrażeniem jak ta gra jest rozbudowana. Wsiąknąć w ten świat nie było trudno a przecież przed zagraniem podchodziłem niechętnie do tego tytułu, jest natomiast jedno poważne ale… im więcej eksplorujesz tym bardziej czujesz się zmęczony tym światem i przez to już mi nie zależało na zadaniach pobocznych pod koniec gry. Szkoda też [SPOILER] gdy nasza pani pilot, (zapomniałem jej imienia) dostała się pod ogień zaporowy tych „bad guys” nei wiele tak naprawdę można było zdziałać. Można próbować wybić wszystkich ale i tak wynik zawsze będzie ten sam… nie zdążymy jej uratować z płonącego statku. Szkoda, że skrypty czasami nie dawały nam pełnej możliwości wyboru jak zmienimy przebieg danej sytuacji, (poza oczywiście rozmowami które dawały olbrzymią swobodę w rozwiązywaniu konfliktów na różne sposoby).
To taki mój mały prztyczek w nos dla już nie takiego nowego Deus Exa który grą wybitną nie był ale i tak grało się bardzo przyjemnie do pewnego czasu.
Odin, Ojcze Dyrektorze, przestań już, bo się czerwienię. :P
@jaruto
Syndicate mogę ostrożnie polecić. Ostrożnie, bo:
– nie ma polskiej wersji i pewnie jeszcze długo nie będzie
– nie jest to gra tak miła w odbiorze i różnorodna jak DE:HR, tylko tunelowa nawalanka, nawet jeśli rozpirzanie wrogów sprawia tu wyjątkową satysfakcję
– nie ma zadań pobocznych, które bardzo w Deusie polubiłam
– nie ma Toufexisa (głos Jensena) ;)
Ale ogólnie, warta przynajmniej rzucenia okiem. Mnie się podobała. Jeśli świat i zadania poboczne w Buncie nie przypadły Ci do gustu, to kto wie, może Syndicate będzie Ci się podobał bardziej. No i ogromny plus tej gry to ścieżka dźwiękowa. Nawet takiemu zatwardziałemu metalowcowi jak ja spodobał się ten rodzaj dubstepu. Świetnie współgra z akcją.
P.S. Pani pilot to Malik. ^^
Racja odin, takich artykułów jednak brakowało na tej stronie i fajnie, że pojawiła się (i mam nadzieje, że jeszcze pojawi się kolejna) osoba, która po prostu daje rade w tych klockach. :)
A przechodząc już do samej treści artykułu to, werdykt nie mógł być inny, bo po prostu Deus Ex jest o wiele bardziej rozbudowaną i złożoną produkcją, poczynając od fabuły, przez dialogi, lokacje, design na gameplayu kończąc. Do tego dochodzą różne intertekstualizmy jak chociażby przeróbka obrazu Rembrandta albo odwołanie do mitu o Ikarze, które jeszcze bardziej dodają głębi grze. Tutaj nawet zastosowanie złoto-czarnego filtru graficznego jest jakby osadzone w samej historii dzięki czemu niejako nabiera drugiego dna. Po prostu grając w Human Revolution ma się wrażenie, jakby każdy jej element był przemyślany i wyważony, i mimo, że ma ona swoje pewne niedoskonałości (akurat nie mówię tutaj o walkach z bossami, które osobiście mi nie przeszkadzały), to mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że jest to przykład gry kompletnej, w której występuje zarówno eksploracja, dobra fabuła, wartka akcja, dobrze napisane dialogi i naprawdę rozbudowany gameplay. Gdyby skonfrontować w ten sposób kilka innych tytułów powiedzmy z ostatniego roku, nie wiem, czy któraś wyszła by zwycięsko z takiego pojedynku.
@jaruto: Mylisz się w sprawie uratowania Malik ze statku. Jak najbardziej da się ją uratować, nawet bez zabijania przeciwników.
@bassiunia: Ale za to można było za pomocą wzmacniacza społecznego zmusić byłego podwładnego, żeby chociaż na chwilę przestał się obwiniać. Bez kabla nigdy mi się ta sztuka nie udała. Wam tak?
Osobiście mi się nie udało ale wiem, że da się przejść bez kabla. :) Z tego co wiem trzeba być cały czas agresywnym i w którymś momencie mięknie.
Zapomniałem się przywitać z kamil950. Cześć czołem buła z rosołem – czy jak to leciało :D
Dodajmy basiunia, że każdy tekst pisany małą czcionką w Syndicate to dokładnie: „Lorem ipsum dolor (…)”. Rozbawiło mnie to konkretnie bo już od wielu lat robię strony internetowe i to jest główny tekst jaki ja ale też ogromnie dużo innych ludzi zajmujących się tym samym wklejamy na stronę w formie wypełnienia pustej przestrzeni teksem.
Tak BTW, właśnie zacząłem grać w Syndicate i jak na razie jest okej, ale gra cierpi na tych słabych teksturach i konsolowym pochodzeniu. Tekst jest rozmazany a na pececie z racji wyższych rozdzielczości czuć i widać, że mogło być lepiej. Dodatkowo efekty graficzne: blur jest fajny ale niekiedy za obfity. No i na sam koniec twarze postaci – szkoda, że nie są ładniejsze. Jak na razie to jest interesujący kwiat, który jeszcze nie zakwitnął.
Ja nalegam – bardziej rozbudowane porównanie – chętnie podyskutuję :)
A i dodatkowo – po jakiejś aktualizacji na steamie straciłem swoje savey z DE:HR tak więc ja nie wiem… nie chce mi się zaczynać wszystkiego od nowa (stara ale naprawdę smutna historia) :(
Powinien dociągnąć z chmury stare save’y. Dziwne, że tego nie zrobił. :/ Jak chcesz, to mogę Ci wysłać moje, o ile jesteś pewien, że da się je potem wczytać na innym koncie? Bo o ile dobrze szukam, to są też na dysku: C:\Program Files (x86)\Steam\userdata\97106312\28050. Nie wiem tylko, czy czasem wersja 32bitowa Windy nie wypnie się na takie kopiowanie z mojego 7/64pro. Ale spróbować można zawsze.
Jeszcze jest jedna ciekawostka, która nie daje mi spać spokojnie od paru dni. Czy któryś z szanownych panów wie może, za co dostało się niejakiemu Torbjörnowi, Level Designerowi ze Starbreeze? Chodzi mi o graffiti na ścianie: „Why, Torbjörn? Why?” w Syndicate. Jedyne wzmianki w necie są po szwedzku, a ja niespecjalnie dobrze go rozumiem. XD
Czy cokolwiek pokonałoby DE:HR? Bez przesady. Z ostatniego roku, czyli 17 maja 2011 się liczy? To wybacz, ale Geralt nadal pazurami trzyma się pierwszego miejsca na podium. :P No chyba, że oceniamy tylko FPP? Albo jeszcze bardziej wąskie grono FPS? FPS z elementami RPG akcji? To już na placu boju zostanie tylko biedny Adam i nawet chłopaczyna z kim w karty zagrać nie będzie miał, że o pojedynku nie wspomnę.
Jak pisałam, to jedyne FPP, jakie w życiu skończyłam. A w ciągu ostatniej dekady nawet jedyne, jakie zaczęłam. Dobra, skłamałam. Grałam przez chwilę w Fallouta 3. Podobało mi się bycie małą dziewczynką włażącą na krzesło. I nastolatką z kijem bejsbolowym. Ale potem wyszłam na powierzchnię i zabiło mnie radio. To był niestety koniec mojej kariery z tym tytułem. :P
„Why, Torbjörn? Why?” – facet odszedł od Starbreeze po 6 latach pracy jako level designer. Bardzo wiele osób go lubiło gdyż był ponoć miłym gościem. To graffiti na ścianie to wyraz ich tęsknoty za Torbjorn Åhlenem. Tyle wiem z tego co się we wsi mówi!
A w creditsach do Syndicate jest, czyli pewnie zawinął się w połowie projektu? To już teraz wszystko jasne. Czuję się uświadomiona. Dzięki :)
@teekay
Jak udało ci się uratować Malik na tym wielkim placu?
Ostatnio siedzę w klimatach cyberpunku i miło jest zobaczyć tego typu tekst. W DE:HR ( i może Syndicate ) zagram najprawdopodobniej w wakacje, teraz nie mam czasu, nie jestem nawet w stanie dokończyć trylogii Ciągu Gibsona, na razie skończyłem tylko Neuromancera, którego polecam z całego serca.
O boże ratowanie Malik… Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz to olałem i pobiegłem do tej windy, ale byłem na siebie zły i czułem się podle a grałem na zasadzie bez wczytywania gry jak coś fabularnie zawale…
@jaruto
Najpierw trzeba było ściągnąć tych ciężkozbrojnych żołnierzy z minigunami, bo to oni stanowili największą siłę rażenia. Najlepiej to zrobić z piętra budynku stojącego po prawej stronie od startu planszy. Potem pojawiał się jakiś mech bodajże, ale wystarczy jeden celny granat emp żeby wyłączyć go z akcji. Potem pozostają regularni żołnierze i snajperzy. Dobrze jest wykorzystać wybuchające beczki stojące przy stanowiskach nieprzyjaciela. Na tym etapie z augmentów pomocne są niewidzialność, wysoki skok, szybszy sprint i lepsza wytrzymałość. Osobiście korzystałem z paralizatora i pistoletu 9mm (prawie ulepszonego do maksimum), ale myślę, że da się to też zrobić wykorzystując ten pistolet obezwładniający. Zresztą na pewno są filmiki na youtube z przechodzenia tej misji. :)
@teeka – no, tak – ja to zrobiłem bez zabijania nikogo na najwyższym poziomie trudności, chociaż z kilka czy kilkanaście (nie pamiętam) było do tego podejść. W każdym razie na samym początku trzeba podbiec do wrogów prawą, dolną stroną tego placu.
W zasadzie, to jak zobaczyłem, ze ona umiera, to sprawdziłem w internecie, czy da się ją uratować pozostając pacyfistą, żeby się nie trudzić na marne i okazało się, że tak oraz, że łatwiej jest tą prawą stroną. W końcu mi się udało.
No, i jeszcze też znalazłem te porady podobne do tych teekay.
Jeśli chodzi o dobre gry fpp, które nie polegają tylko na strzelaniu, to polecam ci serię Half-Life (ze wskazaniem na dwójkę i jeszcze bardziej na epizody, no, ale warto też przejść pierwszą część mimo słabszej opowiadanej historii) oraz Portal (tu też lepsza, przynajmniej pod względem fabularnym jest druga część, ale pierwsza też świetna).
W ogóle z gier, które najbardziej mnie poruszyły to były właśnie Portal 2 i jeszcze Bastion oraz ewentualnie HL2+epizody i trochę Beyond Good & Evil.
Akurat HL2 razem w epizodami przeszedłem niedawno. :) Swoją drogą fajna historia jako całość, szkoda tylko, że kończy się typowym „to be continued”. Jednak mimo wszystko wciąż nawet ten Half Life mimo, że jest jednym z ikon fpsów, wciąż jest mniej rozbudowaną produkcja niż wspomniany Deus Ex. Nie ma w nim bowiem takiego nastawienia na eksplorację (chociaż i tak wciąż w tym względzie prześciga dowolny fps ostatnich lat), nie ma wyborów opcji dialogowych no i fabuła jest na zupełnie innym poziomie.
Właśnie miałem zagrać w Portala 2 i już od dłuższego czasu sobie obiecuję, że w końcu go kupię, ale jakoś zawsze wypada jakiś inny wydatek. ;p
Hmm, to ja nie miałem szans tego zaliczyć. Miałem tony ołowiu a mimo wszystko pancerze tych za rakietnicami był zbyt wytrzymałe a na srodek pchać się nie chciałem bo nie ulepszałem sobie zdrowia. To pewna śmierć dla mnie : P
@jaruto – a, no i pamiętam, że tam mi bardzo niewidzialność pomogła, bo bez tego to nie wiem czy by udało mi się to zrobić bez zabijania, a na pewno byłoby trudniej.
Witaj Kamilu,
Serdeczne High Five za Beyond Good & Evil oraz ukochanego Bastiona :) Oj jakie te gry sa boskie…
Czy bassiunia grala w te dwa tytuly?? Czy reszta naszej spolecznosci chcialaby poznac jej zdanie na temat tych gier?
Nie grałam. Ale jeśli chcecie coś milusiego, to mam parę ukochanych tytułów, z którymi chętnie się podzielę w następnym artykuliku. :)
A jeszcze odnośnie przechodzenia DE:HR. Czy Wam (tym, którzy mieli szczęście zagrać) też się wydaje, że ścieżka pacyfisty przynosi najwięcej satysfakcji? Z kilku powodów.
Po pierwsze, amunicji do broni obezwładniającej jest jak na lekarstwo, podczas, gdy do np. pistoletu wala się w tonach. Jest to z jednej strony bardzo wkurzające, ale podejrzewam, że w ostatecznym rozrachunku tak by właśnie wyglądała rzeczywistość. W końcu ilu z naszych oponentów jest zainteresowanych zostawieniem kogokolwiek przy życiu?
Po drugie, oczywiście gra premiuje takie rozwiązania dodatkowymi punktami doświadczenia. Nie we wszystkich misjach, ale przynajmniej w części. Raz czy dwa razy nawet Malik upomina Jensena, żeby spróbował być niezauważony.
Po trzecie, o ile strażników ominąć jest stosunkowo łatwo, roboty czy działka sprawiają więcej kłopotów. A przy upartym trzymaniu się cichego i bezbolesnego przechodzenia, granatów EMP raczej nie rzucimy.
I po czwarte, potrzebne tu jest wyjątkowo rozwinięte hakerstwo. Na przykładzie wejścia do klubu. Pewnie, można po prostu zdzielić bramkarza i przejść nad stygnącymi zwłokami. Można też zamachać mu plikiem zielonych przed oczami, co również nie jest specjalnie trudne. Ale znaleźć tylne drzwi w plątaninie uliczek i włamać się do panelu? To już zadanie godne zastanowienia.
Kompletnie natomiast z innej beczki – oba Portale mam i uwielbiam. Staram się tylko zbyt często ich nie odpalać, bo rozwiązania dla co trudniejszych poziomów, takie, których szukałam godzinami, mam wypalone w mózgu i świecą się, jak tylko pomyślę o kolejnym rajdzie na GlaDOS. The cake is a lie! XD
Jezeli nie gralas w Bastion i BG&E to od dzis sa to Twoje obowiazkowe tytuly :) Szczegolnie Bastion pod wzgledem zupelnie innego podejscia do narracji w grach oraz historii, ktora jest naprawde godna polecenia :)
Basiuń, ja w drugim mieście miałem już wszystkie ulepszenia ;) Tak więc – tak, ścieżka pacyfisty przynosi największe korzyści. Można jeszcze obrać drogę uber wredną, czyli moją ;) Dokładna taktyka wygląda następująco:
Przechodzisz bez zauważenia – bonusowe 500exp.
Wracasz, obezwładniasz wszystkich – około 70exp za pojedyncze / 125exp za podwójne obezwładnienie
Zostawiasz jednego strażnika aby wszystkich obudził.
30exp za zabicie jednego / 85exp za zabicie dwóch (preferowanie)
To się samo pisze :) – odin, wredna RPGowa bestia ;d
A co do tego pod jaki styl gry wydaje się być skonstruowana ścieżka fabularna DX:HR, ma to wiele wspólnego z pierwszą częścią Deus Ex. Hacking na najwyższym poziomie to niemal konieczność dla postaci która chce mocno zaangażować się w fabułę oraz szybko awansować swoje umiejętności. Dodatkowo hackowanie każdego komputera w grze, nawet mając kod, to obowiązek :) W ten sposób można poczytać naprawdę ciekawe maile i dowiedzieć się o ciekawych szczegółach z życia wielu ludzi :)
Nigdy nie skończyłem coopu z Portal 2 :(
O tak, zapomniałem o tym. Hakowanie to podstawa, warto je wymaksować. Wyłączenie albo zwrócenie przecie przeciwnikom wieżyczek i robotów to jest duża pomoc.
A co do wzmacniacza społecznego, że niby psuje grę, to muszę się nie zgodzić. Jeśli tak do tego podejść, to grę psuje tak samo Ikar, system maskowania i tajfun. Z ideologicznego punktu widzenia, wszczepy mają dać bohaterowi przewagę. Wzmacniacz społeczny pozwala przewidzieć reakcję drugiej osoby, a więc daje przewagę.
A właśnie, używaliście tajfuna? Dla mnie to byłą cholernie niewygodna broń…
Nie, jakoś nigdy mnie nie przekonał. Nawet pamiętam, że najpierw odblokowałam ten wszczep, a potem do nie używałam, bo zupełnie nie pasował do łotrzykowej wersji Jensena. ;)
Właśnie, ja też miałam wszystko już odblokowane w drugim mieście. :) Jednak nie ma to jak żyć ze wszystkimi w pokoju. Najwyraźniej nawet cyberpunkowy świat można zmusić w ten sposób do współpracy znacznie szybciej, niż porcją ołowiu.
Dwie pozycje, może nie najwyższych lotów, sądząc z ocen i komentarzy. Uważam jednak, że warto je mieć w swoich zbiorach. Oczywiście są na mojej liście oczekujących ;)
Wracając jeszcze do sposobów wejścia do klubu w Hengshy, to była również możliwość ukazania strażnikowi karty członkowskiej, która znajdowała się w jednym z pokojów burdelu. Właśnie to jest w tej grze piękne – jest od cholery (jak na dzisiejsze standardy) rozwiązań danej kwestii, o których człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy. :)
teekay,
tak, też odkryłem ten sposób. Są też inne, o których pamiętam.
Można też wejść przez szyb wentylacyjny, kanały… albo… znokautować bramkarza. Ten ostatni sposób jest najśmieszniejszy :).
@AngelA: cześć :) To nie jest avatar z Alicji ale bardzo przypomina jednego artystę z deviantart, którego lubię :) – pierwsze skojarzenie :) Drugie, Vampire Bloodlines :) Nie przegap, Deus Ex to naprawdę dobra gra :)
@teekay: Ja wszedłem do klubu właśnie dzięki karcie z domu publicznego. Później i tak hakowałem wszystko co się dało. Pamiętam zdziwienie jak odkryłem podziemia dyskoteki – co to jest? – pomyślałem :)
Co do wszczepu analizującego ludzkie zachowanie, nie wiem jak w polskiej wersji językowej (bo jednak wole grać w gry bez najmniejszej polskiej naleciałości o ile polskie nie są – nie lubię tłumaczeń) ale w angielskiej to był fajny gadżet i naprawdę dawał dużo satysfakcji z użycia nie będąc przy tym prostym do wykorzystania.
Moja taktyka była taka, że zabijałem tylko tych „złych”. Szczególnie gangsterów i handlarzy z pierwszego miasta. Tam da się zarobić ogromne ilości expa. Poza tym, wszystkich tych, którzy byli zdolni zamordować innych lub już to zrobili. Moja ideologia co by Adamem przy golenie móc spojrzeć w lustro normalnie. W ogólę – jakie on miał ogromne mieszkanie.
O, wyczuwam bratnią duszę. :)
Zawsze staram się w grach postępować dobrze, w sensie zgodnie ze swoim sumieniem, lub z sumieniem, które wg mnie powinna posiadać postać, którą kieruję. Zapytał mnie ktoś kiedyś, czy da się zaciukać kurę w Wiedźminie 2. Dało się. Ale szok adrenalinowy po tym, jak to zrobiłam, był straszny. I oczywiście wczytałam save’a. XD
Zaciukaj kurę w Skyrimie ;) I dare You :D
Obojętnie ile bym się starał nie potrafię grać socjopatami. Moje Adamsko leczyło świat ze zła i występku, idealistycznie patrząc w przyszłość ;)
Skyrim to jak dotąd trzecia gra, której nie zniosłam i wyrzuciłam przez okno (oczywiście wirtualnie, bo DRMami ciągle są przyssane do różnych moich kont). Pierwszą był Drakensang. Drugą – The cursed crusade. Co za koszmary senne pecetowca. Jak się nie chce robić portów, to po cholerę wydawać grę na inną platformę?! Żeby wkurzyć potencjalnych przyszłych nabywców innych produkcji? Wrrr… >.<
Więc nie, żadnej kury w Skyrimie. Never. :P
Skyrim jest trochę nudnawy a jakiekolwiek by nie były zagadki, nadal pozostają naprawdę łatwe. Mi się po prostu znudził. Wersja na steam jest pozbawiona jakichś wyszukanych DRM’ów – ot zwykły standard. Nie wiem dokładnie o czym mówisz (?).
Dlaczego rzuciłam nim (wirtualnie) o ścianę? Bo sterowanie dla klawiatury i myszki jest pod ośmiornicę, jest nudna, brzydka i nie ma fabuły. Mapowanie klawiszy to żart. To tyle. :P
Ale nie rozmawiajmy na nieprzyjemne tematy, kiedy jest tyle miłych. Jak DE:HR The Missing Link, który właśnie rano zaciągnął mój Steam (biedny, zmęczony życiem mobilny necie, przepraszam). Wieczorkiem się pewnie zabiorę. ^^ Już nie mogę się doczekać. :)
Dobry jest, polecam i powodzenia – kuchenny rewolucyjny odin, kreator smaku i stylu ;)
A ja mam odmienne zdanie – jak Deus Ex: Bunt Ludzkości mi się bardzo podoba, to DLC Missing Link jakoś tak mnie znudziło i nie przeszedłem całego. Wydawało mi się zbyt monotonne. Nie wiem, może jedna gra składankowa na jakiś czas mi wystarczy i ten dodatek to był za dużo. :) Chociaż słyszałem też od innych średnio pochlebne opinie o tym rozszerzeniu, ale pozytywne zdania też były.
Poza tym polecam ci też pierwszego Deus Ex’a, który pod pewnymi względami (np. o wiele większa trudność w wyborze zakończenia) jest lepszy, a pod innymi gorszy od Buntu, ale także jest świetny. O Invisible War zbyt wiele nie powiem z wyjątkiem tego, iż niektóre opinie graczy tak mnie zniechęciły, że nawet go nie zainstalowałem (choć z drugiej strony ponoć nie był aż tak tragiczny).
Kamil nie wiem komu dokładnie polecasz Deus Exa ale rozmawialiśmy już o nim w 2010 roku opisując wrażenia z wczesnych lat kiedy mieliśmy okazje w niego zagrać: http://dspodcast.pl/podcast/dualshock-podcast-17/
Usłyszysz tam generalnie zbójecko tragiczny mikrofon odińska oraz jak to kiedyś wyglądało ze mną ;)
To zresztą jedna z moich ulubionych gier na PC :) Druga część nie jest tak rozbudowana, bardzo krótka w porównaniu do oryginału oraz bez wyraźnego zagęszczenia fabuły. Po prostu „się dzieje”. Dodatkowo poboczne ścieżki są dość oczywiste i lepiej oznaczone niż w pierwszej części. Chyba jedną z najsmutniejszych rzeczy jest fakt, że najprzydatniejszą z broni zdobywasz bodaj w 2 godzinie gry. Omnipłciowość głównego bohatera jakoś do mnie nie przemawia a ponadto nie ma tam specjalnie ciekawych bohaterów drugoplanowych. Więc tak no… nie siadło.
I właśnie o to mi chodziło. O takie podejście. :P Dlatego właśnie cieszę się, że w niektóre pierwowzory po prostu nie grałam. Bo sama mam to samo. Nie potrafię się np. cieszyć nowymi Hirołsami, bo dla mnie HoMM jest tylko jeden – III.
Myślę, że Kamil przekonywał i nawoływał do nawrócenia raczej mnie. Ale wątpię, czy się skuszę. Takie cofanie się w czasie zazwyczaj nie spełnia zadania. Nie byłam nigdy fanką Gothic’ów starych, bo po prostu nigdy nie spróbowałam w odpowiednim momencie. A w tej chwili wybaczcie, ale takie stare gry są po prostu brzydkie.
To tak, jakbym próbowała kogoś młodszego o dekadę (lub dwie O.O) przekonać, że Warcraft III jest grywalny. Dla mnie zawsze był i zawsze będzie, bo to jest gra, którą pierwszy raz przeszłam wpatrzona w monitor jak w obrazek, bo ludziki miały rączki nieco bardziej zarysowane niż w innych grach. Ale dla tej młodej osoby? To będzie szok dla oczu. XD Owszem, ma świetną fabułę, a ja oczyma wyobraźni mogę sobie dopowiedzieć to, czego piksele nie są w stanie. Ale niestety realia są takie, że grafika ma znaczenie. Gdyby nie miała, gralibyśmy nadal w Tetris.
Trójeczka Hirków – Piąteczka!
A propos Deus Exa, najszła mnie myśl.
Nie grałem w Deus Exa gdy miał premierę, a teraz jest już dla mnie zbyt archaiczna. Niestety, takie gry się szybko starzeją.
Gdy jakiś film staje się archaiczny, ktoś wpada ma pomysł remakeu. Który często ssie, ale nieważne. W grach też z tym mamy do czynienia, ale dużo, dużo rzadziej. Co byś Odin powiedział na Deus Exa, zrobionego tak, jak zrobiony był Human Revolution? Powiedzmy, zachowana zostałaby główna linia fabularna, dodane zostały by jakieś poboczne zadania, a poziomy zostały by przemodelowane pod cover system. Hm? Nowy gracz miałby okazję bezboleśnie zapoznać się ze starą grą, a stary gracz… dostałby coś nowego!
Zapytałeś odina, ale się wtrącę. Toż to Human Revolution to jest taki remake jedynki. ;p Ale nie uważasz, że zastąpienie fabuły HR na tą znaną z jedynki (bo do tego sprowadza się Twoje pytanie chyba) nie byłoby zbyt wtórne? Ja bym osobiście nie chciał w taką grę zagrać, bo w sumie po co? ;p A jeżeli ktoś chce sobie przypomnieć pierwszą część a boi się starej grafiki, to zawsze może sobie zainstalować moda ją poprawiającego. Przestarzałej mechaniki nie poprawi się, ale jest ona integralną częścią tej gry, więc jakakolwiek zmiana w tym aspekcie, po prostu zmieniłoby tę grę i jej ogólny obraz.
Jest sporo modów które poprawiają wygląd Deus Exa. Te tutaj w szczególności warto sprawdzić:
http://www.moddb.com/mods/biomod/downloads/biomod-10
http://www.moddb.com/mods/deus-ex-new-vision
http://www.thenamelessmod.com/downloads/
Używałem każdego i szczególnie paczki graficzne mogę jak najbardziej polecić – choć w edycji klasyki wiele problemów zostało poprawionych i gra wyglądała naprawdę okej.
Są również mody do Deus Ex: Human Revolution, które usuwają przepalenie kolorów, złote filtry, dodają dynamiczne cienie i wprowadzają DX11. Gra wygląda o niebo lepiej :)
Ja za to znalazłem już kiedyś taki „ultimate” poradnik jak ulepszyć grafikę w pierwszym Deus Ex – http://forums.steampowered.com/forums/showthread.php?t=1235278
PS No, tak, a przekonywałem do Deus Ex’a 1 właśnie autorkę artykułu, bo pisała, że w niego nie grała. Zresztą gra się w niego podobnie jak w HR, tylko po prostu nie ma tych kilku ułatwień jak np. strzałka prowadząca nas od celu (którą i tak można wyłączyć w HR), systemu chowania się za osłonami itp. Rozrywka także jest rozbudowana, mamy wiele możliwości rozwiązywania problemów, wybieramy co chcemy powiedzieć podczas rozmów (chociaż nie jest to oczywiście na poziomie HR). Walki z bossami w większości można pokonać sprytem (bez walki), że tak powiem. Fabuła jest także ciekawa, a zwroty akcji raczej bardziej zaskakujące niż w HR, występują też zadania poboczne, rozwój postaci itp. rzeczy. Przestarzała się w niej najbardziej tylko grafika, ale myślę, że po jakimś czasie (łatwiej z pomocą modów) można do niej przywyknąć i wsiąknąć w jeszcze bardziej zepsuty świat (niż w prequelu) niedalekiej przyszłości.
Może nie wszystkie stare gry zniosły próbę czasu, ale myślę, że tej jak najbardziej się udało.
PSS Te mody zmieniające rozrywkę jak Shifter czy chyba nowszy Biomod są chyba fajne, ale słyszałem, że przynajmniej ten Shifter przyznaje zbyt dużo pkt. doświadczenia i może być za łatwo.
Grafika dla mnie nigdy nie jest przeszkodą. Archaiczność gameplay – już tak. Przyzwyczaiłem się do wygodnictwa, nie można mnie za to winić.
teekay, nie chodziło mi „Ale nie uważasz, że zastąpienie fabuły HR na tą znaną z jedynki”. Nie zawsze udaje mi się to przekazać to, co myślę tekstem… Więc podam przykład.
Bracia Cohen wzięli stare „Prawdziwe męstwo” i nie zmieniając prawie nic, zmienili tak wiele, że film stał się lepszy od oryginału. Ja bym oczekiwał czegoś takiego. Nowy sprzęt, nowe technologię, dają okazję do zmiany starej gry tak, żeby „nowy gracz zapoznał się ze starą grą, a stary gracz – dostał coś nowego”.
Mechanika jest integralną częścią gry… ja to widzę inaczej. Mechanika i fabuła, to dwie różne rzeczy. Mechanika to sposób przedstawienia świata, fabuła to świat. Dlatego w ramach jednej fabuły można zrobić grę, film, serial, książkę, musical i skecz. Jest książka „Krwawe Żniwo” która zainspirowała Kurosawę do nakręcenia „Straży przybocznej”, który to film wziął Leone i przerobił na „Za garść dolarów”
Wszystkie wymienione w tym poście filmy są świetne i, przy okazji, polecam.
Appropo DE:HR. Check it: http://enbdev.com/ss_deusex3_en.htm
Właśnie tak grałem i było przegenialnie O_O. Dodatkowo dało się zrobić coś takiego:
@Odin :)
Możliwe, że trafiłeś – jest to art „Sucker Punch girl” by MVRamsey. Niesamowite, fantastyczne i boskie. Pełny zachwyt i ukłon dla artysty. Co powiesz na twórczość *shuangwen?
Wszelkie grafiki, obrazy, ogólnie malarstwo, to moje kolejne zboczenie prócz gier ;] Mogę gapić się i wzdychać bez końca.
Vampire The Masquerade: Bloodlines? Nie omieszkam sprawdzić, a Deus Ex odhaczyłam ;)
@Non – Mam wręcz idealny przykład wykorzystania twojego pomysłu – Black Mesa (Source). :) Poza tym polecam przeczytanie tego artykułu oraz komentarzy pod nim – http://gameplay.pl/news.asp?ID=68035 – można się dowiedzieć sporo ciekawych rzeczy o tym fanowskim remake’u pierwszego Half-Life’a oraz to, że na 99% WYJDZIE W TYM ROKU (dwóch „devów” założyło się z „hejterami” o pieniądze, że premiera będzie w tym roku, a to przecież bardzo solidny argument)!!! Jupi!!!
Jest okej ale prace są monotematyczne i brakuje dynamicznych ujęć sylwetki. Trochę więcej odwagi w prowadzaniu pędzla by się przydało. Widać, że praca ma być sterylna co z jednej strony jest walorem wielkich artystów jednak jak dla początkującego rysownika odbiera jej głębie i po prostu ogranicza. Jeśli napisałem coś nie tak to przepraszam :(
Wybaczam ;D
Mi się podoba, sama trochę macham pędzlem, ale nigdy nie dojdę do takiego mistrzostwa.
Luis Royo, Boris Vallejo, Julie Bell, Zdzisław Beksiński i wiele, wiele innych.
Pomarzyć zawsze można ;)
Zastanawiam się czy porównywanie tych dwóch produkcji jest na miejscu. Każda z nich była projektowana jako zupełnie inny produkt : Sydicate – Strzelanka, Deus Ex – Skradanka. Wyraźnie czuć to zróżnicowanie gatunkowe kiedy zagłębimy się w te tytuły.
Tak naprawdę z czystym sumieniem mogę się wypowiedzieć tylko na temat Human Revolution, ponieważ z drugim tytułem miałem bardzo szczątkową styczność.
Ogólnie największym mankamentem HR jest zakończenie patrz 1 część tytułu!
A wracając do meritum myślę że tymi dwoma tytułami interesują się 2 różnie kategorie graczy i samo umiejscowienie akcji DE:HR w realiach cyberpunkowych nie skłoni zagorzały FPS-owców do eksploracji oraz strategicznego przekradania się przez kolejne lokacje.