Wiele jest rzeczy na ziemi i niebie, które się filozofom nie śniły. Takich, które nie śniły się graczom, zwłaszcza tym nałogowym, właściwie nie ma. Marzą nam się nowe karty graficzne. Budzimy się zlani potem po koszmarze przegrzanego GPU. Chcielibyśmy położyć ręce na najnowszym dziecku Intela. Zawsze jest nam mało pieniędzy, a priorytety dotyczące ich wydawania mamy tak różne od reszty świata, że uchodzimy za dziwaków.
Po co mi jedzenie, skoro mam płynne ultra w Wiedźminie 2?
Moja historia z grami, jak zapewne większości osób z mojego przedziału wiekowego, zaczęła się od gier telewizyjnych. Ciężkie uzależnienie od Arkanoid i wiedza, jak zjadanie muchomorów wpływa na hydraulików. Wiecie o czym mowa? Potem poszło już szybko. Pierwszy PC, pierwsza gra (Gex) na komputer z prawdziwego zdarzenia i jedyne w życiu (jak dotąd) doświadczenie z padem. Jednak na dobre zaczęłam grać dopiero na studiach. Wiadomo, człowiek nie ma co robić z czasem między imprezami i szczątkowymi zajęciami już od drugiego roku finansów.
Wtedy zaczęła się moja wielka przygoda z Warcraftem III i battle.net’em. To w zasadzie jedyny tak różowy internetowo okres w moim życiu. Odkąd skończyłam studia, męczę się na mobilu, który na wszelkie próby online’owe czy MMO’we mówi stanowcze NIE. Ale Warcrafta nadal uwielbiam i obok HOMM III tworzy on stały obóz staroci na każdym złożonym przeze mnie pececie. Jednak od roku cały czas jak bumerang wracam do świata stworzonego przez CD Projekt RED. Nie, żebym grała tylko w Wiedźmina 2, ale jest jak poranna kawa, albo wieczorny kubek zielonej herbaty. Nigdy sobie nie odpuszczam.
„Dość lizania się po dupach, czas napić się wódki”
Pierwsze, co zrobiłam w kierunku Wiedźmina 2, to oczywiście zachowałam się jak typowy pecetowiec ze zdolnością zaginania czasoprzestrzeni w obszarze zawierającym portfel, kiedy tylko na horyzoncie pojawi się coś nowego, lepszego, co można wpiąć pod maskę. Złożyłam nowy komputer. I nie żałuję przymierania głodem przez trzy miesiące, stresów związanych ze spłacaniem karty kredytowej i zaciągniętej w pracy pożyczki. Było warto.
Nigdy nie widziałam piękniejszej gry. I to stwierdzenie jest nadal aktualne, po roku od premiery. REDania wykonała niesamowitą robotę z autorskim silnikiem. Oczywiście, potrzebny jest tu sprzęt nieco lepszy, niż tablet za złotówkę dodawany do mobilnego Internetu. Ale chociażby dla pierwszego szoku estetycznego na widok drzew, których gatunki można poznać, wypada się poświęcić. Nie wiem nawet z czym porównać, żeby różnica nie była porażająca. Może Kingdoms of Amalur: Reckoning, gra z lutego tego roku, więc prawie rok młodsza od Wiedźmina. Podobne realia, podobny świat. Ale. Trawa strukturalnie najbliższa tekturze, ściany z karton-gipsu udającego drewno lub kamienie. No i oczywiście mimika twarzy postaci. Teoretycznie, gdybym nie miała okazji zobaczyć, co potrafi dzisiejsza myśl techniczna i w jaki sposób kilka pikseli może oddychać i mówić, KoA:R byłby nawet ładny.
Oczywiście, nie samą grafiką człowiek żyje. W obu częściach Wiedźmina główne skrzypce gra fabuła. I to nie byle jaka. Intrygi, tajne organizacje, zwalczające się grupy nacisku, wzajemna zaciekła nienawiść ludzi do nieludzi i vice versa. A w tle niewyjaśnione królobójstwa, o które oskarżony zostaje główny bohater, Geralt z Rivii. Nie chcę powiedzieć zbyt wiele, żeby nie popsuć zabawy tym z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji przekonać się, jak blisko ideału można się znaleźć w gatunku tak otwartym na interpretacje, jak cRPG.
Skupię się więc na poziomach trudności, które mnie osobiście zachwyciły.
Poziom Łatwy
Tu nie ma żadnych wątpliwości. Chcesz oglądać pejzaże, podziwiać „okoliczności przyrody” i nie martwić się, że właśnie polazłeś bez butów i w samej koszulinie na bagna polować na potwory? To poziom dla Ciebie. Tu nic Ci się nie stanie. Potwory zdychają od samego widoku srebrnej klingi.
Poziom Normalny
Przy włączonym QTE (Quick Time Event) robi się już ciekawie. Ubranie trzeba mieć. Przydałoby się też czasem rozejrzeć za rozstawionymi gdzieniegdzie sidłami, bo może być niemiło.
Poziom Trudny
W momencie premiery był ostatnim przed Nagłą Śmiercią dostępnym poziomem trudności i jest według mnie dokładnie taki, jaki powinien być. Nie ma tu miejsca na pomyłki. Trzeba mieć oczy naokoło głowy, miecz w garści i doskonale opanować wiedźmińskie sztuczki magiczne, żeby przeżyć. Nadal jednak niektórym graczom czegoś brakowało i już po tygodniu zaczęły się błagania o coś trudniejszego. I oto proszę, wraz z patchem 2.0 pojawił się:
Poziom Mroczny
Najbardziej wymagający, najtrudniejszy poziom w grach typu Role Playing, jaki miałam szczęście przechodzić. Dasz się zajść potworowi/bandycie od tyłu i połaskotać po pleckach pazurami/mieczem? Zginąłeś. Pozwolisz, żeby w trakcie walki przestał działać eliksir przyspieszający gojenie się ran? Jesteś martwy. Zapomnisz, że niekompletny Przeklęty Rynsztunek rani właściciela? Życzymy powodzenia po drugiej stronie.
Dodatkowym smaczkiem jest efekt wizualno-dźwiękowy towarzyszący wyciąganiu przeklętego miecza. Nagle świat staje się praktycznie czarno-biały, co bardzo utrudnia wypatrywanie wrogów, a złowrogi pomruk w tle sprawia, że walka „na słuch” praktycznie nie ma racji bytu.
Dla porównania:
I to jest to, co wszyscy lubimy najbardziej, prawda? Wyzwanie, jakie ten poziom stawia przed graczem, jest niesamowicie motywujące. Aż się nie chce wstawać zza klawiatury.
Poziom Nagła Śmierć
Nie jest, wbrew pozorom, najtrudniejszy. Obrażenia zadawane bohaterowi plasują go gdzieś pomiędzy Trudnym, a Mrocznym, trochę bliżej tego drugiego. Działa tu jednak czynnik psychologiczny, który sprawia, że przez cały czas siedzi się jak na szpilkach, a „nerwy napięte jak postronki” przestaje być tylko ładną frazą. Spowodowane jest to oczywiście faktem, że Geralta nie można „wskrzesić” wracając do starego save’a.
Przykładowe drzewko talentów na najwyższym możliwym poziomie rozwoju:
Podsumowując. Jeśli kochasz fantastykę, jesteś fanem prozy Sapkowskiego, a świat postrzegasz w większej ilości barw niż tylko czerń i biel; jeśli doceniasz trudne gry i czujesz się zagubiony na rynku zdominowanym przez wszędobylski casual… musisz zagrać w Wiedźmina 2!
Wiedźmin 2 to zdecydowanie pozycja obowiązkowa, zwłaszcza teraz, gdy nie można tłumaczyć się słabym PCetem – od czego jest bowiem edycja na X360? :) Sam ukończyłem już WieTchera 2 dwukrotnie, a i chęci na brakuje na trzecie podejście, tym razem w Dark Mode.
Gdzie moje maniery!? Witamy bassiunie, nie możemy doczekać się kolejnych artykułów :D
Udany debiut:-)
Bardzo fajnie, że możemy dowiedzieć się czegoś o Tobie już przy okazji pierwszego artykułu. Często jest tak, że przychodzi ktoś nowy i nic o tej osobie nie wiem.
Tylko czy jest to pojedynczy artykuł czy będzie to jakiś cykl Wiedźminski?
Jako osoba która z serią nie miała jak dotąd nic wspólnego, a która zamierza przejść Wieśka na x-klocku, takimi krótkimi, treściwymi artykułami jestem zainteresowany. Choć mógłby być trochę dłuższe:-)
Keep it rollin.
Witam Szanowne Grono. :)
Dzięki za miłe słowa. Jeśli będziecie chcieli, mogę o Wiesławie napisać coś jeszcze. W zasadzie, mogę o nim pisać cały czas. Ale to z pewnością byłoby nudne jak oglądanie przez lornetkę, jak sąsiad z naprzeciwka gra w Mario. Szczerze mówiąc o wersji klockowej wiem tylko tyle, ile usłyszałam/zobaczyłam na premierze. Bo tak, mimo platformowych podziałów, oczywiście tam byłam, jak połowa wiedźmińskiego forum okupująca stolicę.
Ale jeśli chcecie cokolwiek wiedzieć o W2 na PC, proszę bardzo. O czym Szanowni Panowie sobie życzą? I jak bardzo doprawione spoilerami? Bo dłuższy artykuł bez takowych byłoby trudno stworzyć. ;)
Bassiuniu, nie martw się, byli tu tacy co tylko potrafili o Mass Effect rozmawiać i jakoś NIGDY skargi nie było. Chyba ;)
Co do W2 – hm, spis najciekawszy itemów oraz jak je znaleźć? Rzeczy, które opłaca się kupić, a które lepiej zignorować? – sam pamiętam ile zbierałem się do zakupu zbroi ze smoczej łuski w Vergen (skubana droga, ale warta swojej ceny), a może opis ciekawszych schematów do tworzenia itemów?
Również witam nową twarz DSP. :)
Skoro już wyszłaś z inicjatywą napisania czegoś o Wiedźminie, to jestem ciekawy jak zapatrujesz się na sprawę związaną z relacjami przedstawionymi w grze między Geraltem a jego potencjalnymi partnerkami. Chodzi głównie o Triss. W większości opinii jakie słyszałem lub czytałem o tej grze jedną z zalet jaką się wymienia jest najładniejsza scena erotyczna w historii gier właśnie z czarodziejką w roli głównej. Czy nie wydaje Ci się, że kreacja tej postaci została sprowadzona jedynie do roli typowej seksbomby (pamiętna akcja promocyjna w Playboyu) czy „dziewczyny Bonda”, która nie ma gadać a wyglądać? Czy Triss nie została przedstawiona w Witcherze zbyt…hmm wybiórczo? Oczywiście nie oczekuję artykułu na ten temat, bo być może nie jest on dla Ciebie ciekawy, albo po prostu nie zwracasz uwagi na tego typu aspekty w grach, ale interesuje mnie Twoja opinia na ten temat z punktu widzenia kobiety-gracza.
Pytanie jest ciekawe. Ogólnie cała seksualność w tej serii jest bardzo interesującym tematem samym w sobie.
W pierwszym Wiedźminie było to rozwiązane w sposób, który mnie osobiście kojarzył się z wydrapywaniem kresek na ścianie więzienia, albo skalpowaniem pokonanych wrogów. Bo czym innym jest takie kolekcjonowanie kart z nagimi dziewczynami? Zaliczona, idziemy dalej, szukamy kolejnej. Troszkę nie fair, jeśli chodzi o żeńską populację fanów Wiesława. I bardzo mi się podobało, jak jeden z teamów tworzących przygody odpowiedział na taki zabieg. Dla wyjaśnienia – chodziło o zmuszenie nadpobudliwego gracza do bliższej znajomości z pewnym miłym dziadkiem. Który, żeby było śmieszniej, częstował dropsami. Czy były cytrynowe, tego nie stwierdzono. ;)
W kontynuacji sprawa seksu troszkę „wyszła na prostą”. Bardzo zgodnie z prozą Sapkowskiego mamy możliwość… umilania podróży w towarzystwie Triss. Niewielkie skoki w bok Geraltowi zawsze się zdarzały, ale w końcu nie był w żaden sposób związany z Merigold przysięgą. W gruncie rzeczy więc Ves w jedną, czy uratowana z płomieni elfka w drugą wiosny nie czynią.
Sama Triss to zupełnie osobny temat. I znowu – całkowicie odmiennie potraktowano ją w dwóch grach. W pierwszej niejako przejęła rolę Yennefer (książkowej jedynej true love wiedźmina), nabrała cech jej charakteru, zrobiła się roszczeniowa, a przez to mało wiarygodna. Trudno było ją lubić, podczas gdy w książce była miłą dziewczyną zakochaną w Geralcie, ale obawiającą się Yen jak ognia (słusznie, na miarę czarodziejek była tylko gówniarą). Zdecydowanie taka wersja Triss, albo przynajmniej obraz zdecydowanie jej bliższy, niż w jedynce, został nam przedstawiony w W2. Mamy młodą magiczkę zakochaną po uszy w facecie, który stracił pamięć. Pewnie, każda wykorzystałaby sytuację. ;)
Scena, o której piszesz, jest faktycznie jedną z piękniejszych, jeśli nie najładniejszą sceną erotyczną, jaką widziałam w grze ever. Ale ta gra ogólnie jest piękna. Po prostu chłopcy pobawili się na doskonałym silniku. A łatwiej podziwiać otaczające gracza piękno w doskonałym towarzystwie i cudownej scenerii, niż oganiając się na mrocznym od hordy potworów.
Występ w Playboyu to ukłon w stronę rynku. Czego byśmy nie pisali (pisały), mężczyźni ciągle stanowią tu większość. Jasne więc, że taki wabik zadziała. Osobiście całą sesję zobaczyłam dopiero całkiem niedawno, przy okazji omawiania charakteru słodkiej Trissuni na forum. Czy tej konkretnej czarodziejce by to przeszkadzało? Zgodnie z kanonem na sto procent odpowiedzieć nie jestem w stanie. Ale chyba nie. Ogólnie nie uważam, żeby zdjęcia do świerszczyków tej klasy były uwłaczające, więc może jestem inna niż większość kobiet.
Poza tym, Merigold nie była, jak już wspomniałam, jakąś wybitną postacią świata czarodziejskiego. Yen mogła ją zgasić i wyrzucić z pokoju jednym wrogim spojrzeniem. To nie jest osoba, której AS powierzyłby losy świata. REDania dała jej trochę więcej swobody, więc się dziewczę rozbisurmaniło. :)
Może już przestanę, bo jak wejdę na jakiś temat wiedźmiński, to końca, pożal się Vejopatisie, nie widać. XD Współczucie dla wytrwałych, którzy przeczytają te wywody.
Dzięki za rozbudowaną odpowiedź. Zapytałem właśnie o ten aspekt, bo o ile ogólna kreacja postaci Triss w W2 i to jak jest budowana relacja między nią a Geraltem mimo, że jest trochę wyświechtana, to osobiście mi się podobała, tak mierziło mnie, że została (ona w sensie Triss) potraktowana trochę po macoszemu jeśli chodzi o możliwe opcja dialogowe. Tak po prostu wydaje mi się, że zdecydowanie za mało możemy z niej „wyciągnąć” podczas rozmów (chodzi o etap we Flotsam), biorąc pod uwagę to jaką pełni fabularną rolę w „dwójce”, ale przede wszystkim, że to jednak jakby nie było największa namiętność Geralta w grach (przynajmniej do tej pory ;>). Nie wiem, może się mylę, ale takie odnoszę wrażenie.
I zobaczcie jak to jest, odpowiedz na pytanie teekay’a jest kolejnym artykulem :)
Bassiunia, naprawde ciesze sie, ze jestes z nami :)
Teekay, za to w trzecim akcie (od strony Rocha) mozna sobie troche porozmawiac z Triss :) Wg mnie jest Jej troche za malo w W2, ale nie zapominajmy o jednym z ostatnich achievementow: To be Continued… :)
Jeśli chodzi o stosunek Geralta do Triss, nigdzie nie było powiedziane (mam na myśli siedmioksiąg i obie gry), że poza ciepłymi uczuciami i zwykłym… estetycznym, można powiedzieć, zainteresowaniem, darzył ją jakimś uczuciem. Sapkowski narysował relację opierającą się na jednostronnym przywiązaniu Merigold do wiedźmina. Owszem, trudno dziewczyny nie lubić, a jeszcze trudniej (zapewne) wyrzucić z łóżka. Ale tu żadnej wielkiej miłości nigdy nie było i nie uświadczysz też ze strony Wilka żadnych tego typu deklaracji. Więc nikt nie mógł mieć specjalnych pretensji do Geralta, że w jedynce skakał sobie z kwiatka na kwiatek. Zwłaszcza, że czarodziejka była daleko. ;)
Serce wiedźmin oddał jednej kobiecie, Yennefer, i nawet amnezja, która w dwójce powoli zaczęła się cofać, najwyraźniej nie mogła tego zmienić. Bardzo romantyczna idea, moim zdaniem. Takie amor vincit omnia w pełnej krasie, bez dodatku trucizny i sztyletu.
Inaczej sprawa się miała z uczuciami w drugą stronę. Dla Triss to Geralt był miłością życia w książce. I w grach się to nie zmieniło. Nigdy też nie było z jej strony żadnej presji. Nie próbowała wymóc na obiekcie swoich uczuć jakiejś reakcji. Po prostu emocjonalnie sprowadziła się do roli posłusznego psa, który prędzej zdechnie z głodu, niż zacznie skamleć o jakieś resztki z pańskiego stołu.
Spójrz na ten przykład na ścieżkę dialogową z ogrodu elfów pod pomnikiem Eldana i Cymoril przy okazji poszukiwań róży pamięci. Możemy podarować kwiat Triss, ale wydaje mi się to zupełnie niekanoniczną opcją, która dodatkowo i tak owocuje ostatecznym obumarciem róży (o czym dowiadujemy się od Filippy w Vergen). Jest też możliwość wybrania wersji „To nie w porządku”, która moim zdaniem bardziej pasuje do całej historii. Co wtedy robi czarodziejka, która jeszcze przed chwilą trzepotała rzęsami tłumacząc jak to kwiatek nigdy nie zwiędnie, jeśli podarować go kochanej osobie? Wycofuje się, porzuca zewnętrzne mury i cofa się na dziedziniec zamku. Nie unosi się dumą, nie obraża, nie robi scen. Uznaje porażkę na niedawno zdobytym polu i wraca do wymoszczonej szufladki z karteczką „najlepsza przyjaciółka”. Za co zostaje po chwili nagrodzona uratowaniem życia przed koneserami sztuki i… kąpielą. :)
Nie, Triss i jej nieodwzajemnione uczucie do Geralta jest w W2 przedstawione bardzo dobrze. Tak samo jak miłość wiedźmina do wciąż nieobecnej Yen. Ogólnie trudno jest przedstawić trójkąt uczuciowy tego typu, a REDania radzi sobie, jak dotąd, rewelacyjnie IMHO.
Dzięki Cialny. ^^ Jak zacznę za długachne komentarze pisać, to powiedz. :P Stara jestem, mogę mieć sklerozę i zapomnieć, że ktoś to usiłuje czytać.
Co do długości komentarzy – to DSP, tak już mamy ;)
Ja grając w Wiedźmina 2 na relacje z Triss patrzyłem nieco inaczej.
Moje pierwsze, „Kanoniczne” przejście starałem się tworzyć, by Geralt był możliwie najbliższy temu książkowemu, toteż, gdy w jednej wizji przypomniał sobie o „wyspie jabłoni” musiał utrzymać dystans do Triss, ba, w ogóle nie wziął ją na wyprawę po różę pamięci (trochę szkoda, że gra nie funduje w zamian innej sceny, ot, choćby Geralt dumający przy posągu kochanków, w ciszy lasu). Nawet wpis Jaskra wprost mówi coś w stylu „wtedy Geralt zrozumiał, że odnalezienie Yennefer stanie się najważniejszym celem w jego życiu”, mniej więcej.
Jednakże! Przechodząc drugi raz próbowałem niejako włączyć Geraltowi tryb „Full-on for Triss”, na tyle full przynajmniej, na ile Geralt potrafi być. Najciekawsze dla mnie było jej zachowanie, kiedy przyznaje, że jeśli Geralt odnajdzie Yen i przypomni sobie więcej ze swojej przeszłości, to ona zrozumie jeśli nie będzie już dla niego tą jedyną, że wtedy usunie się w cień. Można wtedy odpowiedzieć, że byłoby to niesamowicie egoistyczne ze strony Geralta, gdyby po wszystkim co razem przeszli wymagał, by „odstąpiła pola” koleżance po czarodziejskim fachu. Bliżej deklaracji uczuć Rzeźnik z Blaviken chyba nie potrafi się znaleźć :)
Ciekawi mnie zatem niezmiernie, jak REDzi potraktują te rewelacje w kontynuacji. Swoją drogą – napisałem na forum technicznym CD Projekt z pytaniem, jak gra save’uje na X360 podjęte przez nas decyzje w grze, skoro po walce z Letho nie można samemu zapisać gry, a nie chce zajmować sobie miejsca save’m tuż przed walk. Odpowiedziano mi burknięciem, że Witchera 3 jeszcze nie zapowiedzieli i zablokowano temat. Cóż…jedną z moich hipotez było, że gra tworzy „ukryty save”, jak robił to swego czasu Mass Effect 1 po walce z Sarenem, ale mogę się mylić. W odróżnieniu od Mass Effect 3, chciałbym, by podjęte przeze mnie decyzje miały jakieś znaczenie ;)
Wydaje mi sie, ze dla tych, ktorzy nie grali jeszcze trzebaby bylo dodac w temacie ze w Komentarzach sa Spoilery :)
Bladałkę, to moze sie save’owac na profilu, tak jak np postep z GoW :) Kiedys sie zastanawialem czemu moj profilu zajmuje obecne okolo 30mb :)
Kilka saveów na pc zajmuje kilka giga – tak w ogóle. Jak to zobaczyłem zacząłem się bać :) mówię o sytuacji sprzed patcha, nie wiem czy coś się zmieniło teraz ale to była makabra ;)
No niby tak, ale zapamiętanie wyborów z W2 może zajmować tyle co plik tekstowy, w większości są to wybory w stylu A lub B, więc to może zapisywać się gdzie indziej :)
Przecież do zapamiętania całej ścieżki wystarczy jeden, ostatni save. Nie wiem, jak to wygląda po walce/gadce z Leto. Sprawdzę, jak wrócę z pracy. Ale podejrzewam, że się zapisuje stan w momencie biedronki gdzieś. :)
Ja gram na zasadzie sprawdzić wszystko ale mieć swój główny save. Więc jak możecie się domyślać trochę zapisów gry jednak zrobiłem ;)
Narobiliście mi Wszyscy strasznego smaka, czas zainstalować Wieśka zassać patcha i sprawdzić na własnej skórze co się przez rok pozmieniało. Sprawdzę przy okazji czy jest to rzeczywiście skuteczny lek na traumę po ME3.
GMP, Wiedźmin 2 to wyjątkowo silne lekarstwo, bo wyleczył nie tylko traumę po ME3, ale i ambiwalentność po Uncharted 3, a to nie lada wyczyn.
Dodam jedynie, skoro mamy spoiler tag w temacie teraz – okropecznie spodobało mi się w trzecim akcie, że dodane questy wymagały nie tylko siekania mieczem, ale i myślenia – zagadka alchemiczna u Rocha i mega rozbudowana sekcja zagadkowa u Iorwetha. Przyznam, że jeżeli w trójce REDzi postawią na taki model rozgrywki – rozbudowany dialog->walka->zagadka->nagroda, to się nie obrażę ;)
No, to mamy hotfix dla 16:10. :)
Tak, różnorodność Wiedźmina pod wieloma względami może być przykładem dla gigantów rynku growego. Niech mi ktoś powie, że zna drugie RPG z zagadkami logicznymi, elementami zręcznościowymi, bogatą fabułą, faktycznymi wyborami i jeszcze okraszone tak doskonałą grafiką.
Mass Effect 2. Ładnie uzupełnia się z Wiedźminem 2, będąc przy tym zupełnie innym produktem, toteż śmiało mogą dzielić stołek najlepszych action-rpg tej generacji, nie będąc jednocześnie rywalami.
Nie wypowiem się. Nie grałam w ani jedno ME. Powiem więcej, nie grałam też w żadnego Diablo. A Tomb Rider jest dla mnie nudny. :) Odstępca i heretyk usuwa się teraz z pola rażenia zgniłych pomidorów w tempie znacząco wskazującym na pośpiech.
Ale zanim ucieknę, powiem w temacie Efektu Masy tylko jedno złośliwe w kontekście wyborów słowo: konsekwencje.
A na poważnie. Zabieram się za serię ME jak pies do jeża. Jakoś nigdy nie polubiłam space opery jako gatunku. Ani filmowego, ani growego. Chętnie jednak posłucham (poczytam) Twoich peanów na cześć Sheparda. Może w końcu zmuszą mnie do jakiegoś działania.
Eh, mimo, że o Mass Effect 2 powiedziałem już tak wiele, że w obliczu porażki ME3 trudno mi przypomnieć sobie to, co najlepsze. Chwila, Mordin – http://www.youtube.com/watch?v=okKM422YpBQ&feature=related , ok, już pamiętam :)
Najlepsze dla mnie w ME1&2 jest to, że Shepard w 90% przypadków nie powie ani nie zrobi nic bez naszego wkładu. Pozwala to na kreowanie postaci w taki sposób, że w dwójce miałem 12 Shepardów i o każdym potrafiłem powiedzieć wiele, wykreować w umyśle jego historię, ambicje i cele. Tak, dialogi bywają niesprecyzowane, a Shepard nie wyraża wielu emocji, ale to nie szkodzi, najważniejsze jest to jak gracz wykorzystuje ten port, jakim jest Shepard, by okrętować rewelacyjnie napisane postacie członków drużyny. Sama struktura dwójki, której bliżej do serialu a nie trzyaktowego filmu, sprawia, że odbiór gry dla każdej osoby będzie inny. Ok, samo „czyste” rpg jest spłycone, nie ma hitpointsów i grindowania XP, ale są bogate dialogi, duże decyzje (ich znaczenie w trójce przemilczę…), no i mnóstwo dialogów. MNÓSTWO. Bywały kwestie, które słyszałem po raz pierwszy dopiero przy 12stym przechodzeniu. To, że każde z nich zajmuje ok. 30 godzin (60 przy pierwszym ze wszystkimi dodatkami) to już kwestia mojego maniactwa względem dwójki :D
W Wiedźminie 2 czasem Geralt rozpędzał się i np. zaczynał kogoś zastraszać, zaczepiać zupełnie bez mojego wkładu. Innym razem wymagano ode mnie wyboru kwestii, która niczego nie zmieniała w odpowiedzi drugiej osoby. Interakcja z „oddziałem” Geralta niemal nie istniała, a szkoda, fajnie byłoby co jakiś czas przychodzić do Jaskra po nowe plotki itp. Jeśli chodzi o te dwie kwestie, to REDzi powinni pełnymi garściami czerpać z tego, co Bioware pokazało w ME2. Sami mogli chociaż spojrzeć na Wieśka 2 zanim wzięli się za ME3, może by nie odnieśli takiej spektakularnej porażki w oczach tysięcy fanów na całym świecie. Na szczęście mają mnóstwo 10/10 od portali i miliony dolarów z trybu Multiplayer dla otarcia łez…
Witaj.
Artykuł czytało się lekko, bez oporów a co najważniejsze, był ciekawy.
Nie grałem w Wiedźmaka i raczej nie zagram. To nie mój typ gier chociaż kiedyś grałem w Crpga pod tytułem Knights of The old Republic ale przy Wiedźminie drugim przestraszyłem się faktu, że trzeba przeczytać całą sagę Sapkowskiego żeby rozumieć fabularne zawiłości. Nie chce mi się i za gatunkiem fantazy średnio przepadam ale może kiedyś spróbuję jak nie będzie w co grać : ]
Dzięki :)
A sagi czytać nie musisz, żeby cokolwiek zrozumieć. Jest łatwiej, jak się czytało, ale dasz radę i bez tego. Tym bardziej, że biedny Geralt ma amnezję. Więc on wydarzeń z książek też nie pamięta. ;) Ale rozumiem. Ja się przez dwadzieścia lat przekonywałam do spróbowania czegoś innego, niż fantastyka. Z drugiej strony barykady wygląda to zapewne tak samo. Jak Ci kiedyś przyjdzie ochota pomachać mieczem, polecam z całego serca. I służę pomocą, gdybyś miał problem ze zrozumieniem świata. Nawet, w celu zyskania kolejnego wiedźmińskiego fanatyka, opiszę Ci w punktach co się działo w prozie Sapka. XD
Okej, będę pamiętał : )
Do jakichkolwiek Wiedźminów miałem uraz po 2007 roku, kiedy to hype był potwornie ogromny, a Geralt był wszędzie tylko nie w mojej lodówce. Dopiero niedawno jakoś mi przeszło, głównie dzięki pomocy kumpla który pokazał mi dlaczego warto się zapoznać ze światem Sapkowskiego. Na początek mimo wszystko zapoznam się z książkami, a potem zdobędę nowego kompa, ale Wiedźminy zajmują drugą pozycję na liście erpegów do zagrania.
I również polecam pierwsze dwa Mass Effecty. Pierwszy miał interesującą fabułę i parę fajnych postaci (Wrex). Dwójka już jest gorsza pod względem głównego wątku, ale miała usprawniony gameplay i wspaniałe postacie które w sumie wypełniały większą część gry. Trójka…cóż, ona ( a przynajmniej zakończenie) jest dla większości fanów tym czym dla mnie był Dawn of War 2- to nie była gra którą znałem przez 5 lat. Zagrać można, bo parę rzeczy usprawnili i być może komuś spodoba się zakończenie i będzie dobrze argumentował (bo argumentacja zwolenników ogranicza się do „trzeba dojrzeć” i „wasze protesty to próba demokratycznej cenzury wolności artystycznej”) :)
Tak czy siak na pierwsze dwa Masiory warto spojrzeć
Jeszcze nie miałam sposobności uszczknięcia Wieśka, może dlatego, że nie wyszła na Ps3 – która ma u mnie niejako pierwszeństwo w nabywaniu ciekawych pozycji. Przyzwyczajona jestem do pada i dużo większych gabarytów ekranu. Mam nadzieję, iż doczeka się tego tytułu, jeśli nie to kiedyś trzeba będzie się przełamać. Od dawna mam apetyt, śledzę na bieżąco informacje i na pewno nie trzeba mnie przekonywać ;)
W2 na PS3 jest mało prawdopodobne. Wprawdzie Redania nie chce zdradzić, czy na sto procent nie wyjdzie, a na każde pytanie w temacie tej konsoli wykręca się sianem; ale biorąc pod uwagę, że pracują nad jedną dużą grą w innym klimacie i nad W3 (zapewne na wszystkie trzy „normalne” platformy), nie wierzę, żeby mieli czas jeszcze przerabiać grę sprzed roku na peeskę. Zupełnie inna technologia niż klockowa lub pecetowa. Tutaj masz fajny artykuł, z którego między wierszami można wyczytać to, o czym mówię: http://www.eurogamer.net/articles/digitalfoundry-the-making-of-the-witcher-2
A co do gabarytów. Po pierwsze, rozmiar nie ma znaczenia (right? XD). Po drugie i ważniejsze, monitory wielkości ściany też są, problem tylko, jak się z takim przeprowadzić z jednego mieszkania do drugiego. TV do PC podłącza się równie łatwo, co do konsoli (no, chyba że mówimy o prehistorii sprzed HDMI). Po trzecie – rzutnik. ;)
I fajnie, że nie jestem tu sama jedna. Czuję się mniej osamotniona.
Niezmiernie mi miło :) O tak, oczywiście, że rozmiar nie ma znaczenia w zależności co ma się na myśli ;p
Starość nie radość, moje oczy z racji tego, iż wiele widziały – trochę się zużyły. Wzrok już nie ten, nie młody, więc akurat w tym wypadku, czym większe tym lepsze ;D
Oj, żeby tylko ktoś sprawił mi taki monitor ;] Przy rodzinnym budżecie nie ma szans, a z tym podłączaniem nie chce mi się bawić. Kabel HDMI jest na stanie, tylko z rozmieszczeniem pomieszczeń gorzej, niewygodnie przy dzieciach.