W czasach, gdy sequele wydawane są taśmowo, na pudełkach widzimy wielkie napisy „Exclusive DLC buy now” a twórcy kładą mniejszy nacisk na fabułę (szczególnie w fpsach), mało jest gier, o których moglibyśmy napisać „experience”. W ten sposób dostaliśmy kompletnie odcinający się od tych rzeczy sequel świetnie przyjętego, innowacyjnego „Bioshocka” i całkiem porządnego „Bioshocka 2″.
Wszystkich fanów pierwszej części a także ludzi, którym podwodne miasto zdążyło już się znudzić dość mocno zaskoczył fakt, gdy twórcy w 2010 roku zapowiedzieli najnowszą część, która miała to dziać się nie w Rapture, ale w podniebnym mieście Columbia.Sam przyznam, że byłem nieźle zaskoczony ze względu na radykalną zmianę klimatu i settingu, co na szczęście okazało się jednym z najlepszych rozwiązań tej części. Dostajemy do dyspozycji miasto, które dosłownie powala wykonaniem i klimatem (który momentami podchodzi pod omijany w nowych grach steampunk). Na samym początku gry dostajemy coś w rodzaju magnetycznego haka, który pomaga nam w przemieszczaniu się na podniebnych szynach by dostać się odległą część mapy, ma też to rozwiązanie w gameplayu ponieważ możemy wykonywać egzekucje z powietrza czując się przy tym jak asasyn :)
Sam gameplay daje odczucie „powrotu na stare śmieci” dla fanów poprzednich części. Jeśli chodzi o samą mechanikę strzelania to jest wykonana porządnie i nie ma się do czego przyczepić, eksplodujące od headshotów głowy dają mnóstwo frajdy, tak samo jak brutalne finishery wspomnianym wcześniej hakiem. Pojawiają się także znane z pierwszego i drugiego Bioshocka plazmidy, które teraz nazywane są Vigorami. Działają tak samo z tym, że mają coś w rodzaju alternatywnych strzałów które rzucamy na ziemię i stają się one pułapkami. Mocy jest dość sporo, od dobrze znanej elektryczności (możemy cisnąć w kałużę w której stoją wrogowie piorunem i porazić kilku naraz), po zupełnie nowe takie jak tarcza czy szarża w kierunku wrogów. Szkoda tylko, ze mimo ilości wspomnianych mocy są one mało przydatne i nie będziemy wykorzystywać wszystkich, ponieważ zwyczajnie nie będzie się to nam opłacało. Jedyne co nie do końca mi się podobało w rozwiązaniach gameplayu, to duża ilość tzw. zamkniętych aren z których nie możemy wyjść nie zabijając wcześniej wszystkich wrogów. Do dyspozycji mamy dość sporą ilość broni, którą tak jak i moce możemy ulepszać w specjalnych sklepowych budkach. Jest brutalnie, trup ścielę się gęsto co wspaniale kontrastuje z utopijnym otoczeniem pierwszych godzin gry. Graficznie nowy Bioshock prezentuje się naprawdę świetnie, od wspomnianego wcześniej miasta, po różnego rodzaju animacje. Dodatkowo wielki plus dla twórców za wymyślenie patentu z animowanym tłem do opcji graficznych, gdzie możemy sprawdzić od razu wygląd i płynność gry po wprowadzonych zmianach.
Czynnikiem decydującym o wyjątkowości Infinite’a nie jest grafika, lecz wbijająca w fotel, masakrująca emocje fabuła. Historia zaczyna się dość niepozornie, wcielamy się w Bookera Dewitta, który dopływa do znajomo wyglądającej latarni (drobnych smaczków do poprzednich części jest mnóstwo) by dostać się do Columbii i spłacić swój dług zabierając z miasta w przestworzach pewną tajemniczą więzioną w wieży dziewczynę o imieniu Elizabeth. Okazuje się jednak, że nie jest to takie proste i potem dostajemy od twórców fabularną przejażdżkę po podniebnych szynach pełną tajemnic i plot-twistów w których poznamy fanatyczne organizacje religijne, ruch oporu walczący o miasto lub nawet będziemy podróżować w czasie i przestrzeni.
Prawdziwą perełką, jeśli chodzi o kreację postaci, jest Elizabeth, nasza towarzyszka podróży. Swoją drogą, coś ostatnio dużo gier, w których musimy zajmować się bezbronnymi (lub nie do końca bezbronnymi) kobietami np. The last of us, The walking dead.
Postać Elizabeth, jako całość to prawdziwy majstersztyk, od wyglądu, mimiki twarzy jak grymasy podczas dialogów po idealne zdubbingowanie. Nasza towarzyszka poza cutscenkami i fabułą nie jest jednak bezużyteczna, została bowiem w ciekawy sposób wpleciona w gameplay, ponieważ jest ona w stanie otwierać różnego rodzaju drzwi i sejfy znalezionymi po drodze wytrychami a także rzucać nam apteczki, amunicję lub pieniądze które przeoczymy eksplorując świat. Nasze relacje z nią, fakt że nie jest zwykłym bezpłciowym towarzyszem i ma coś do powiedzenia powoduje, że długo nie zapomnimy o tej postaci.Cała otoczka, fabuła i design świata powodują, że z chęcią będę wracał do gry by poczuć atmosferę Columbii raz jeszcze.
Jeśli ktoś jeszcze się waha, to z czystym sumieniem mógłbym polecić nowego Bioshocka zarówno tym którzy nie mieli z marką nic wspólnego, jak i tych którzy poprzednie części znają na pamięć. Nie jest to może gra perfekcyjna, ale blisko jej do tego. W skali od 1 do 10 byłaby to mocno zasłużona dziewiątka z plusem. So, would you kindly check this game?
Ps. odnośnie kontrowersyjnych season passów i dlc. Został zapowiedziany dodatek, w którym dane nam będzie wrócić do Rapture, trailer pokazuje, że będzie warto się nim zainteresować gdy wyjdzie.
Bioshocka Infinite chętnie spróbuję, gdy będzie za grosze. Niestety ogólnie seria nie przypadła mi do gustu przez ciągłe „zbieractwo”, które mocno odciągało mnie od fabuły.